Wczoraj do was nie wpadłam, bo nie. I tak mnie nikt nie czyta co zresztą mam w d.... Jest mi źle, wewnętrznie, zewnętrznie i wgl. Jest mi bardzo źle, ciągle tęsknie, ciągle myślę, kombinuje, wymyślam, kontempluje i w ogóle ROBIĘ WSZYSTKO. Nawet zmęczona jestem. Zaraz pójdę spać, poczekam aż mecz się skończy. Mimo, że trochę się gubię, to jeszcze jakoś stoję. Brak narzuconych z góry zasad mnie niszczy, widzę to i nic nie robię, sama siebie ograniczać nie będę. Nawet jakoś specjalnie nad niczym nie ubolewam, jest mi raczej wszystko jedno, a "obojętnie" stało się moją ulubioną odpowiedzią. Ten tydzień był ciężki, chociaż dopiero wtorek. I będzie jeszcze ciężki, tak myślę, bo na jutro mam projekt, który powinnam teraz robić, ale robię wszystko, żeby go nie robić. Te projekty to gówno, nie zamierzam robić dziś nic wbrew sobie. Jutro pożałuję. Albo nie pójdę w ogóle do szkoły, bo jestem śmiertelniee chora od roku. Ciągle coś mnie boli i to jest śmiertelnie niebezpieczne. Mam zakwasy jak cholera, ledwo chodzę, ruszam się i w ogóle ledwo cokolwiek robię.
Cały dzień analizowałam co by tu wam napisać, i już miałam taką ułożoną notkę, zabawną, ciekawą, ale wszystko szlag trafił jak się zabrałam za notowanie. Cholera, mam za dużo na głowie i za mało czasu. Dzisiejszy dzień to jakaś porażka, bez kitu.
P. wiem, że to czytasz i skoro bezpośrednia perswazja nie działa to może tutaj- nie wyjeżdżaj, będę płakać.
Miłego wieczoru, lub dobranoc, jak wolicie.