POSŁOWIE
Pan A - początek (cz.1)
Nim weszłam w związek z Panem A byliśmy przyjaciółmi. I gdy tak patrzę na naszą 'historię' z perspektywy tego, że to wszystko jest już zakończone, uważam, że nigdy poza tę przyjaźń wyjść nie powinniśmy.
Nasza sielanka trwała przez pierwsze pół roku (na ponad dwu i pół letni związek). Wszstko zaczęło się pie*rzyć, gdy Pan A zmienił miejsce zamieszkania.
Zmiany następowały powoli, dlatego też nie zorientowałam się od razu, że zmienia się w naprawdę innego, ciężkiego człowieka.
Już w tym miejscu chcę zaznaczyć, że przeżywałam z Panem A dobre chwile. Było ich też całkiem sporo. Jednak nie będę się tutaj na nich skupiać, bo to nie o to tu chodzi. Tego posta (i zapewne ze 2 następne) piszę po to by wyjaśnić Wam co spowodowało, że podjęłam taką decyzję, a nie inną i dlaczego zainteresowałam się panem B mimo iż byłam jeszcze w związku z Panem A.
Zaczęło się od tego, jak kupił stare BMW w które trzeba było włożyć naprawdę dużo pieniędzy i pracy. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że zakupu dokonał z pieniędzy, które były odłożone na nasze mieszkanie. Mieliśmy plany i byłyby one całkiem realne. Nie były to tylko moje plany. Były to nasze plany. A on bez porozumienia ze mną kupił samochód, którego zakupu potem żałował i pozbył się go po jakiś 3 miesiącach jeżdżąc nim zaledwie kilka razy.
Od tamtego momentu powoli, nieznacznie zaczęłam się dystansować.
Kiedyś byłam osobą, która bardzo lubiła seks. Niestety, bardzo często spotykałam się z odmową. Jak się okazało dobrych kilka o ile nie kilkanaście miesięcy później, Pan A zaspokajał się sam, dlatego nie miał ochoty kochać się ze mną. Mówił, że tak jest mu łatwiej i szybciej.
Później gdy już dochodziło do zbliżeń... Było to całkowicie nie to czego oczekiwałam... Każda kobieta potrzebuje gry wstępnej, jakiś pieszczot, a nie tylko minuty całowania, rozebrania i wkładania... A w takie coś zaczął się powoli przeradzać nasz seks.
Pewnie zadacie mi pytanie dlaczego mu nic nie powiedziałam, tylko dusiłam to w sobie - już odpowiadam. Mówiłam. Co prawda nie za każdym razem po nieudanym zbliżeniu, ale na tyle często, że powinien już naprawdę kilkanaście razy wcześniej uzmysłowić sobie co mam na myśli.
Pierwszy raz po takich rozmowach był zazwyczaj całkiem przyjemny, ale później wracaliśmy do punktu wyjścia. I tak w kółko. Aż w końcu przestałam mówić cokolwiek. Bo po co?
Gdy Pan A przyuważył, że coś jest nie tak i przycisnął mnie dostatecznie mocno że wymiękłam i mówiłam, pytał oskarżycielsko dlaczego mu tego nie powiem. A MAŁO RAZY MÓWIŁAM?
Ta sytuacja sobie trwała i trwała, momenty były lepsze i gorsze, czasami spędzaliśmy fajne dni, niestety częściej złe, ciagłe rozdrażnienie doprowadziło do tego, że kłóciliśmy się o byle pierdoły.
Któregoś razu wykminiłam, że Pan A nie jest o mnie zazdrosny. Nie przejmował się zaczepkami, docinkami i naprawdę jednoznacznymi spojrzeniami innych. Czasem gdy jakiś przypadkowy facet napisał do mnie na facebooku to Pan A czytał rozmowę po czym mówił do mnie obrażonym głosem, jakbym to ja zaczynała pisać.
Pan A traktował mnie jak własność. Gdy rozstawaliśmy się po raz pierwszy powiedział mi, że nigdy w życiu nie przypuszczałby że do tego dojdzie, nie brał w ogóle pod uwagę, że ja mogłabym odejść. Był tak święcie pewny i przekonany, że zawsze z nim będę, że po prostu się nie starał i nie patrzył na innych bo myślał, że "zawsze będziesz moja".
Błąd.
Lubię lubiłam ostry seks. Jeśli mogę to tak nazwać. To ja Panu A pokazałam klapsy, to, że można kogoś wiązać. Przyznaję. Powoli eksperymentowaliśmy i pozwalaliśmy sobie na coraz śmielsze fantazje.
Któregoś razu zapytał mnie, czy mógłby uderzyć mnie w twarz.
A ja się zgodziłam.
To była największa głupota jaką zrobiłam, ale żeby to sobie uzmysłowić też potrzebowałam dużo czasu, bo zmiany następowały powoli.
Z początku jeszcze pytał czy może mnie uderzyć, a ja, no cóż, zgadzałam się, ale bardzo szybko przestało to być przyjemne, a zaczęło być bolesne, bo Pan A uderzał mnie z razu na raz mocniej i mocniej.
Gdy kilka razy rozmawiałam z nim, że uderza za mocno, że zaczyna bić zbyt brutalnie, pokorniał, przepraszał i przez jakiś czas było dobrze. Ale to później znów wracało, ja znów łkałam leżąc pod nim, że boli, na co on znów przepraszał, jakiś czas było okej... i tak w kółko i tak w kółko.
W ogóle mnie nie słuchał... Nie brał do siebie moich słów. Albo brał, niestety tylko na chwilę. Nie wiem, czy on myślał że żartuję, czy po prostu zapominał o moich przestrogach, ale wszystko co kiedykolwiek mi obiecał sypało się w proch i powracało.
Aż któregoś razu przestał pytać czy może bić.
8 MAJA 2017
19 MARCA 2017
19 MARCA 2017
19 MARCA 2017
17 MARCA 2017
17 MARCA 2017
17 MARCA 2017
17 MARCA 2017
Wszystkie wpisy