24 Kwiecien 2014r. Piatek.
Wstal jak codzien rano, ogarnal sie, zjadl jogurt, bo czasu malo i pojechal do pracy. Okolo godziny 9 zle sie poczul, wiec zszedl do stolowki, zeby odczekac bol zoladka. Lecz niestety nie przechodzil. Postanowil pojechac do domu, biorac dzien wolnego. Wrociwszy do domu od razu polozyl sie do lozka, zeby sie troche przespac w nadziei, ze bol jednak minie. Nie minal. Bylo coraz gorzej. Nic nie jadl, tylko lezal w lozku niczym umierajacy. Wieczorem przyszla mama sprawdzic jak sie czuje, lecz nie bylo dobrze. Nadal bez zadnego posilku poszedl spac na dobre. Obudzil go silny bol zoladka. Probowal usiasc, ale od razu wzielo go na wymioty, wiec pobiegl do lazienki. Zwymiotowal. Jak sie okazalo nie ostatni raz tego dnia. Takie momenty przychodzily srednio co pol godziny. Mama przyniosla mu wafle ryzowe i paluszki, by mogl cokolwiek zjesc, lecz co zjadl, to oddal. W polowie soboty byl juz kompletnie bez sil. Wstajac do lazienki, aby wymiotowac, nieraz prawie sie przewrocil. Wieczorem byl juz polprzytomny i nie ogarniajacy w ogole rzeczywistosci i tego, co dzieje sie w okol. Nadal wymiotowal, choc nie mial juz naprawde czym. Mama zostala na noc, zeby mu pomoc. Nadeszla niedziela i nadzieja na to, ze w koncu poczuje sie lepiej. Na nic jednak jego nadzieja sie zdala, poniewaz problem trwal nadal. Okolo godziny 15 zapadla decyzja, zeby w koncu pojechac do szpitala. Nie byl w stanie ubrac sie sam, wiec pomogla mu rodzicielka. Do samochodu tez by nie doszedl, wiec doczlapal sie tam z wielka pomoca matki. Trasy prawie nie pamieta, lecz w koncu dojechali. Czul sie jak dziadek w wieku 90-ciu lat. Nie potrafil mowic,, chodzic, funkcjonowac. Mama zaprowadzila go jakos do izby przyjec. Poszla szybko po wozek inwalidzki, zeby go na nim posadzic, ale on nie wytrzymal i wyczolgal sie na zewnatrz, by zaczerpnac powietrza. W koncu przyszla mama z wozkiem i go na nim posadzila. Pojechali na oddzial, polozyli go na lozku i zawiezli na intensywna terapie. Szybka reakcja, jedna igla w jedna reke, druga w druga, trzecia w stope, czwarta w dlon. Aparatury, sprzety, pielegniarki. Byl prawie nieprzytomny, wiec i tez prawie nic nie pamieta z tego wydarzenia. Lekarze cos mowili, o cos pytali, ale odpowiadal tylko 'ja' lub 'nein'. Przelezal noc na intensywnej terapii ciagle spiac i nic nadal nie jedzac. 3 dni bez posilku, to zabojstwo dla jego organizmu. To nie takie proste majac cukrzyce. Na drugi dzien czul sie troszke lepiej, lecz nadal caly czas spedzal w lozku. Przyniesli obiad, nawet nie tknal. Nie mial sily utrzymac widelca w dloni. Wieczorem przeniesli go na oddzial normalny, poniewaz stwierdzili, ze jest lepiej. I rzeczywiscie bylo. Czwartego dnia po poludniu zjadl prawie wszystko, powoli nabieral ponownie sil. Dopiero wieczorem wstal z lozka, by pojsc do lazienki. Przypominal sobie troche co sie naprawde wydarzylo i nawet wracala mu troche pamiec z tego, co mowili lekarze na intensywnej terapii. Jakies slowo. Jedno. HIV.
Inni użytkownicy: jajo40235halina05tolek73trebron19adezianmkmsmfmtrytytkililkasmckeven45drozdzmateusz
Inni zdjęcia: ... maxima24... maxima24Obejście restauracji. paulsa34Obejścia wkoło restauracji. paulsa34Sekret najlepiej na uszko... halinam... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24