Taka sb ja. Nie pokażę twarzy :D
Przepraszam, że tak późno, straszny dzień...
Pierwsza część : http://www.photoblog.pl/lovexstoryxx3/149709150
ROZDZIAŁ 3
Uwaga, kłopoty!
Minęły trzy dni. Stan Anioła poprawiał się z dnia na dzień, ale nadal zdarzało mu się mieć "odpływy". Tamtego dnia, kiedy Caro zastała go w tak złej formie, akurat udało mu się sprawić, że pilot przeleciał cały salon, zrobił młynka nad ławą i powoli na niej wylądował, ale to bardzo go wyczerpało. Mimo ogromnego zapotrzebowania energii Anioł kontynuował ćwiczenia swoich mocy pod nieobecność dziewczyny, ale jak na razie udawała mu się tylko telekineza.
Nie chciał nawet myśleć jak czułby się gdyby spróbował poruszać tym, co pozostało z jego skrzydeł. Nie były to skrzydła materialne, mógł spokojnie leżeć na plecach , a one w żadnym stopniu mu nie przeszkadzały. Pokazywały sie tylko kiedy ich używał.
Mimo swoich obaw spróbował i to co zobaczył w swoim odbiciu w telewizorze przeraziło go. Z pleców wystałały mu dwa całkowicie czerwone od krwi kikuty, do których przyczepione było kilka piór, również czerwnonych.
Pomijając szok jaki wywołał ten widok, poruszenie skrzydłami kosztowało go pięcioma godzinami nieprzytomność, na szczęście zrobił to bardzo wcześnie, kiedy Caro jeszcze spała, więc mógł szybko usunąć plamy krwi z kanapy, a potem, wyczerpany, po prostu opadł na nią bez sił.
Kiedy odzyskał przytomność została mu godzina do powrotu Caro ze szkoły. Cieszyła go myśl, że gdy ona wróci zostanie z nim na cały weekend w domu. Chciał jej powoli zaczynać wyjaśniać, co się stało, bo dziewczyna coraz częściej, w chwilach, kiedy był całkowicie przytomny i czuł się dobrze, wypytywała go o to.
Postanowił wykorzystać tę godzinę na przygotowanie dla niej jakiejś niespodzianki. Zdarzało mu się już wstawać z kanapy, jadł regularnie i to dodawało mu sił. Wymyślił, że spróbuje swoimi mocami stworzyć najpiękniejszy kwiat, jaki potrafił, a potem powie, że po prostu wyszedł na chwilkę na zewnątrz i go znalazł.
Z początku szło mu opornie. Miał trudności nawet z samą łodygą, ale po półgodzinnych próbach, w końcu coś się ruszyło. Kwiat był taki, jak sobie wymarzył. Dość duży, z trzeba warstwami płatków. Pierwsza była niebieska, kolejna fioletowa, ostatnia czerwona. Udało mu się zrobić tak, by barwy przechodziły jedna w drugą płynnie. Efekt był naprawdę imponujący i zdążył w samą porę, bo kiedy umieszczał swoją mocą wazon na ławie i wkładał do niego kwiat, zamek w drzwiach odezwał się. Szybko jednak zorientował się, że coś jest nie tak, to nie była Caro.