Taak, ogromny puchar bakaliowych lodów z kawałkami owoców winogron i brzoskwiń przykryty grubą warstwą bitej śmietany zdecydowanie mi się należy po tym zasranym tygodniu. Ale nie tylko. Wieczór przy delikatnym świetle lampki z jakąś miłosną popierduchą typu Grochola, czy Sparks lub Steel należy mi się również. Od dziś koniec z daniami pt. 'szybki kubek', mój żołądek w końcu się zbuntuje na amen. Od dziś koniec z książkami o Holokauście i życiu po nim, o okrucieństwie na zachodzie, zniszczonym życiu przez alkololizm, narkomanię, książkach o homoseksualiźmie, wojnie, pedofilii; powoduje to natłok dziwnych myśli w mojej głowie.
Co więcej, po dwóch tygodniach codziennego pracowania po jedenaście godzin, na dodatek razem z sobotami mówię- chrzanię to. I jeszcze więcej- nie mam zamiaru w tym tygodniu wypracować więcej niż dwadzieścia godzin. A co! Ha, i jeszcze więcej- odbieram ostatnią wypłatkę i tyle mnie widzieli, we wrześniu robię sobie wakacje. Tak, całe trzy tygodnie września. Z tych sześciu miesięcy chociaż te trzy tygodnie relaksu mi przysługują.
Zgadniesz o czym myślałam o siódmej rano?