Wszystko. Wszystko wali mi się na głowę akurat w tym momencie. W szczególności nauka. Kończąc lekcje i kółka o 16.30, a w piątki nie jeżdżąc do domu, bo jest oaza, długo nie pociągnę. Internat albo stancja nie wchodzą w gre, gdyż rodzice się nigdy na to nie zgodzą. Jeżdżąc codziennie będę spała 3-4 godziny na dobę. Raczej dłuższego czasu tak nie wytrzymam.
Dodatkowo rozchorowałam się na zatoki i od tygodnia siedzę na lekach. Będę musiała odstawić przeciwbólowe, bo chyba nie można ich zażywać w trybie ciągłym dłużej niż tydzień. Głowa mi pęknie.
I jeszcze tęsknię, tak bardzo tęsknię. Nie widziałam się z przyjacielem od ponad dwóch tygodni. I tak jakoś pusto, smutno. On już zaraz rozpocznie rok akademicki, a mój plan lekcji pozostawia wiele do życzenia. Boje się, że znowu się wszystko zmieni, że stracimy nasz dobry kontakt ze sobą.
Nie ma to jak słuchać wydumanych i wyolbrzymionych problemów sercowych koleżanki, gdy samemu trzeba sobie zorganizować życie i czas tak, aby sie nie zapracować na śmierć w ciągu tygodnia.
I co ja mam do cholery w tym momencie zrobić?!
fot. autoka bloga