czuję się jak gówno przy tych wszystkich ludziach. chyba nie ma sensu dbać o swój wygląd, bo nie sądzę by to sprawiło, że będę wyglądać lepiej. oni są tacy idealni. uśmiechają się, śmieją, rozmawiają ze sobą. żyją. a ja nue umiem. siedzę sama i piszę. najchętniej bym się zapadła pod ziemię. chyba już nigdy się nie uśmiechnę, a na pewno nie szczerze. czuję się jak wyrzutek. nikt mnie już nie kocha. dziś w autobusie nie mogłam powstrzymać łez. to mnie niszczy. a ja plączę się w moim smutku. nic mi sie pomoże. kap kap kap. słyszę to. wszyscy tacy idealni. otulam się cichym szeptem nadziei. ale jej już nie ma. wszyscy odeszli. nie mam nikogo bliskiego. nie będę prosić o pomoc, bo się będą martwić. ale ja już naprawdę nie daje rady. miałam nie płakać. chcę stąd wyjść. i już nie wrócić. za dużo pięknych jak i okropnych wspomnień. wszyscy o mnie zapomnieli. nikt bie pamięta. a ja siedzę i po kryjomu płaczę. jest tak strasznie głośno. boję się. nie wiem co mam robić. lęki wróciły. wszystko wróciło. znowu umieram. na nowo. na zawsze.