Hola amigos!
Jestem w takim dość dziwnym dla mnie momencie życia. Wierzcie lub nie, ale zaczęłam się na poważnie zastanawiać nad moją przyszłością. I nie, nie chodzi mi tutaj jedynie o studia i późniejszą pracę. Jakby tak było, to uznałabym, że wszystko jest w porządku. Tylko, że ja zaczęłam się zastanawiać nad zupełnie innymi kwestiami, które do tej pory możliwie jak najdalej od siebie odsuwałam. Do tej pory twierdziłam zawzięcie, że nie wyjdę nigdy za mąż, nie założę rodziny. Teraz natomiast zdałam sobie sprawę z tego, że bez ukochanej osoby i małego brzdąca życie nigdy nie będzie pełne. Tak więc Lilka stwierdziła, że jednak nadaje się do życia rodzinnego!
Jestem pewna jednej rzeczy - jeśli będę miała kiedyś dziecko, to z pewnością będę chciała je wychowywać w duchu sportu. Piłka nożna na zawsze pozostanie już w moim sercu i będę chciała tym zarazić owego brzdąca. ;) Nie chodzi mi tutaj o narzucanie kibicowania określonej drużynie, bo nie o to tu chodzi. Widzę po samej sobie, ile daje mi bycie kibicem. Nauczyło mnie przede wszystkim tego (i nieustannie mi to przypomina), że nie zawsze można zwyciężać. Każdemu może się przecież powinąć noga - nawet najlepszym. Ale trzeba wtedy pamiętać o jedności, motywacji i wszystko się uda.
W sporcie najważniejsza jest atmosfera i jedność, poczucie wspólnoty. Bo trzeba być zwycięzcą, ale życia.
Besos!