dziś był (!) ambitny plan.
1. jade do stajni
2. czyszczę zarazę
3. jadę w teren
4. w terenie trenujemy!
a skończyło się jak?...
wchodzę do stajni, przez padok...
wśród koni nagłe poruszenie...
zaczęły się bawić.
hmm.
wszystko spoko, wyciągam aparat żeby coś pofocić...
patrzę...
a tam...
skamuflowana kadafi...
za końmi...
chowa się...
i w największym błocie się tarza...
akurat teraz...
i zadowolona z siebie brudna i mokra jak.... PI PI PI . przybiega, bo może akura pańcia ma coś dobrego...
no dobra.
załamka.
zostawiłam brudasa z końmi - poszłam po szczotki...
zrezygnowana..
"chodz dafka, chociaż trochę CIę przeczyszczę"... yhm.
wyczyściłam pól.
prawe pół.
zaczęłam czyścić lewe pól i nagle (z naciskiem na nagle) poruszenie w stadzie.
Namera goni DAfkę, która stoi przodem do mnie... a że błoto... to kadafi się potknęla.
wylądowała kopytem na mojej nodze... nie mialam szans żeby się przestawić bo moje buty utknęły w błocku...
wywaliła mnie w największe błoto... całe szczescie że mnie przeskoczyła bo nie wiem jakim cudem znalazłam się POD KONIEM.
odbiegła. usiadłam wkurwiona.
w największym bagnie.
przemoczone bryczesy, leginsy....
siedze i nie wstaje.
po policzkach łzy lecą ciurkiem, tak same z siebie...
wkurwiona ma maksaaa.
nie mogę się podnieść bo utknęłam. chyba z tych nerwów i z tego szoku musiałam poprostu posiedzieć.. czasem tak jest.
no dobra, po kilku sekundach wróciła Kadafi do mnie.
dobre 5 minut pyrkała mnie nosem to w ramie to w plecy to w nogę... no wszedzie. olałam jej zaczepki bo byłam tak wściekła na siebie, na swoją nieuwagę i na tą całą sytuację że wolałam udawać że jej nie widzę niż żeby odreagować przypadkiem na koniu.
po czym złapała mnie zębami za kaptur i mnie podniosła. po czym wsadziła swoją mordę pod moją rękę i tak stała...
kochane konisko..
uwielbiam tego konia.
z terenu wyszło gówno.
z jakiejkolwiek jazdy też.
ale jest nauczka.
nie ważne jak bardzo ufasz koniowi, jak bardzo jesteście zżyci trzeba mieć się na baczności.
wystarczy ułamek sekundy.
a jakby nie przeskoczyła i stanęła mi na głowę?...
milion myśli...
najistotniejsze dla mnie z całej sytuacji jest to, że Dafi wrócila. że próbowała za wszelką cenę mnie podnieść. że była.
uwielbiam tego konia.
dało mi to bardzo dużo do myslenia.
od dziś więcej BHP przy koniach. koniecznie.
Pozdrowienia z Wrocka!