C.D.N....
Nie lubie byc deptana - tak jak wszyscy. Wiec dlaczego, kiedy dobrze sie czuje, postrzegam siebie jako lepsza, jako nie ta gorsza i smutna a bardziej radosna i dowartosciowana musi zjawic sie ktos kto Cie podepcze? Wystarczy mi tylko zdanie lub gest zeby zniszczyc ten blogi stan jak domek z kart? I to jeszcze ja sie czuje winna...
Wiem, jest problem. W kazdym z nas jest problem. Jest tez taki nasz problem, ktory sobie sami chodujemy. Od malenkosci. I tak go podlewamy tymi zalami, przykrymi zdaniami na swoj temat, tym, ze nie masz szansy wykazac sie w rozmowie, ze ktos wyraznie daje Ci znac, ze przeszkadzaja mu jakies cechy w Tobie, ze nie podoba mu sie Twoja koszulka, mowi i powtarza, zes kwasna jak cytryna i gorzka jak spalone ciastko. Wszyskie negatywy uderzaja z sila armat prosto w serce. I co dalej? Czuje sie kopana, albo jakbym spadala na samo ciemne dno swojej duszy. Ogolnie wiele dygresji, widzisz.
I co, ze mam przyjaciol, skoro nawet tego nie jestem w stanie powiedziec? Bez sensu, nie? Z innej strony po co im o tym mowic? Co to da? Dadza Ci plaster na rane i pomoze na jakis czas:) Ale musisz potem juz sam pracowac aby plaster dalej sie trzymal lub trzeba podjac ryzykowny czasem ruch - zerwac i juz!
A ja tak zyje. I przywyklam do takich stanow. (Bardzo) Czesto przeszkadza mi moja wrazliwosc i empatia. Tego nie da sie z siebie wyrzucic i odlozyc na polke aby brac po trochu na okolicznosci. Nie da sie. To sie ma i trzeba z tym nauczyc sie zyc. A mi to bardzo - jak juz wspomnialam - przeszkadza. No nie, nie prosze o porade jak z tym trwac. Sama musze znalesc jakis sposob/sposoby.
No i co? Mam taka garstke ludzi wokol siebie. I zyje. I tak mam sie dobrze, sa tacy, ktorzy nie maja nikogo. Nic. Znasz to:"lecz nie wiedza o tym, ze najgorzej to, to samotnym byc" o nie! Mysle, ze o uszka sie obilo :) Kolejna zyciowa prawda. I nikt nie chce byc sam. To znaczy czasem chce, ja na przyklad lubie pobyc sama. Ale na chwile. Przed telewizorem, czasem w parku, czasem podczas spaceru. Na chwile. Bo na dluzsza mete.. No. Wiadomo.
Mam taka osobke. Ciesze sie, ze ja mam. Ze czasem jak spojrzy mi w w oczy, to tak jakby ktos mnie swidrowal wzrokiem na wylot duszy, az sie zawstydzam. Czuje wtedy uderzenie wielu stesknialych uczuc. Pozytywnie. Tesknie za tym.
Potrafie docenic drobne sprawy. Lubie patrzec w parku na zielone liscie nad moja glowa, moge na nie patrzec i patrzec. Lubie obserwowac niebo latem, cieszyc sie letnim wiatrem we wlosach, cieszyc sie z tego, ze okulary dobrze wygladaja na moim nosie, ze danie mi dobrze wyjdzie, ze dostane niespodziewanego buziaka w policzek, ze ktos chce sie do mnie przytulac.. Ciesze sie mala jaskolka, ktora piszczy w locie wieczorna pora... Zapachem deszczu. Tym, ze moge wlozyc ulubiona bluze chlopaka kiedy mi zimno..
Gdy czuje milosc w powietrzu. Ze smiejemy sie z durnoty, malej rzeczy. Ciesze sie ze wspomnien, ze gdzies moglam byc, ze skosztowam czegos nowego i pysznego. Ze gdy czuje sie upodlona i jestem sama w swojej norce i zbiera sie na dlugi placz, sa przy mnie wspomnienia, ktore zawsze sa jak deska ratunku i wyciagaja mnie na powierzchnie. Ciesze sie ze swojego lozka i malej lampki. Ze mam kogo kochac.
Te sprawy i wiele innych czesto sa dla mnie ratunkiem. To tak ogolnie.
Dobra! Czlowieku...! Moze powroce do pisania tutaj? Moze bede kontynuowac przelewanie swoich zalow, dygresji jak i radosci (o dziwo;)). Powrocila chec.
Troche chaotycznie, moze namieszalam Ci w glowie, ale mam nadzieje czlowieku, ze nie masz tak jak ja. A jesli juz, to oby jak najmniej.
Ty, ktory przeczytales moje wyrzutki z glowy (glownie z serca) i wytrwales do konca zycze aby Twoje problemy uciekly, wyparowaly, a usmiech towarzyszyl Ci jak najczesciej. Znajdz radosc w kazdym malym gescie dnia. Z tego sklada sie zycie.
To tyle na razie...