Ludzie na świętokrzyskiej wsi mają specyficzne poczucie gustu.
Wypaczone latami życia w ubóstwie i tanim alkoholem niewiadomego pochodzenia mózgi, przestawiają sie w tryb, który każe ludziom porzucić zasady dobrego smaku i skupić się na rozwiązaniach praktycznych, niekoniecznie "jakoś" wyglądających. Widoczny na zdjęciu powyżej ciągnik ursus ma z przodu kowadło. Kowadło "zgiertowane" (czy to nie czasem lokalna gwara?) jest drutem z przodem ciągnika "bo łu nas górki so na polu i jok jedziesz to przeważo". (zdj. 3)
Nikt się nie dziwi, nikt nie zadaje pytań, nikt nie zastanawia się czy to bezpieczne oraz co najważniejsze - nikomu nie przeszkadza wygląd tego wechikułu. "Byleby jeździł" mówią. "Czy to ten słynny japoński minimalizm, inspirowany filozofią Zen?" - zapytałem. Odpowiedziało mi spojrzenie głodującego dziecka z somalii, patrzącego z wyrzutem sumienia na kogoś obok z głośnym mlaśnieciem zjadającego ostatni fragment wielkiego steaka. O nic więcej nie pytałem. "Choćta się coś napić" - padło hasło, które na twarzach świetokrzyskich mężczyzn wymazuje posępny grymas i maluje ten specyficzny, chytry uśmiech.
Poszliśmy. Okazało się że ktoś we wsi (zapomnialem nazwiska) sprzedaje bimber po 15zł, podobno nawet "do się pić" - to dobrze - stwierdziłem, byłem w błędzie. ;o