styczeń to była rozłąka, ale niezbędna do zmian - na lepsze
luty to niezrozumienie i zderzenie z przeszłością
marzec pachniał szminką golden rose i czerwonymi L&M
kwiecień malował na jeden kolor
maj to gwałtowna wiosenna burza, która wszystko obróciła o 180 stopni
czerwiec to kształtowanie siebie od nowa w innej rzeczywistości i pierwsza próba dorosłości
lipiec był nudny i się dłużył, ale pomógł stopniowo wszystko układać
sierpień to rozgrzane powietrze Lloret i definitywny początek nowego życia
wrzesień pozmieniał wartości jak nigdy dotąd
październik dał mi nową twarz w sensie dosłownym i mniej dosłownym
listopad był zimny i mokry na zewnątrz, ale ciepły w środku, dał determinację
grudzień to potwierdzenie i stanowczość
taki był 2016, który zniknął w mgnieniu oka, 2017 zapowiada się jako wyzwanie, któremu zamierzam podołać
chociaż i tak błyskawicznie przeminie
trochę dziwnie mi z myślą, że jestem rocznikowo pełnoletnia, bo z jednej strony czuję się gówniarą, a z drugiej już udowodniłam i zamierzam dalej udowadniać, że to nie tylko liczby w metryce dadzą mi "dorosłość"
a sylwester? przemilczmy, zapomnijmy
chociaż podobno jaki sylwester, taki cały rok, ta głupia noc już nie raz udowodniła, że ma wpływ na pozostałe 364 dni kolejnego, nic nie znaczącego w dziejach świata okresu