Najbardziej idiotyczne uczucie jakiego doświadczyłam w swoim życiu to zrobienie czegoś wbrew sobie i następująca po tym stuprocentowa pewność, że zrobiłam dobrze. Zastanawiam się czy powinna cieszyć mnie świadomość umysłu, a może jednak wypada smucić się z powodu niechcianych kroków. Nie mnie oceniać moje występki. To tylko dlatego, że zbyt często jestem subiektywna i na wzgląd na moją wrodzoną atrakcyjność umysłu i urokliwy wygląd nie jestem wstanie zniewolić się przez negatywne myśli. Może i przesadziłam, chociaż lubię włazić sobie na samoocenę i sprawiać, że staje się ona nienaganna.
Wracając do tematu, od którego tak naprawdę ani trochę nie odbiegłam, chciałam wyznać, że nie zawsze to co robimy na przekór sobie musi kończyć się porażką. W końcu robimy to w jakimś celu. Ciężko jest przywyknąć do sprzeciwiania się samemu sobie ale powiedzcie mi szczerze, czy nie zdarzyło się Wam wątpić w to co robicie? Dowiodłam sama sobie, że jeśli pojawiają się jakieś najmniejsze wątpliwości należy zrobić to co NIE podpowiada Ci sumienie. Intuicja, rozum czy inne wynalazki lepiej odstawić na bok i iść na przekór wszystkiemu w całkiem inną stronę, nie tylko po to żeby się przekonać w czym tkwi problem ale żeby dostać po dupie, bo nikt i nic nie nauczy Cię żwawo chodzić po tym świecie, dopóki nie dostaniesz od niego w mordę.
See ya bitches.