Włażenie w dupę, chociaż czasami może kojarzyć się z przyjemnością, nie jest moją najlepszą stroną. Nie tylko dlatego, że nie jestem posiadaczką nieodzownego sprzętu płci męskiej. Ilekroć chcę się komuś przypodobać, przewiduję tragiczne skutki. Dlatego nie przywykłam tego robić. Ludzie robią to za mnie.
Ludzie "pewni marki swego drogiego krawata" odbierają Twoją postawę sympatycznego doradcy jak próba przekonywania pracodawcy że potrafisz robić zupełnie wszystko. To są inteligentni i zarazem cyniczni ludzie. Uśmiechną się na wieść o słabych komplementach i nie skomentują dla dobra kontunuowania zabawy. Potem podziękują wedle zasad savoir vivre'u i zapomną że kiedyś, ktoś, coś i po coś, bo po co pamiętać cokolwiek.
Po co wybielać występki ludzi i komplementować ich brzydkie oblicze a przy tym zatruwać sobie sumienie? Nic nie wskórasz fantastycznym komplementem bo komplement to nic innego jak obiektywna ocena bądź subiektywne kłamstwo. Pierwsze jest znane nadawcy jak i odbiorcy. Drugie rodzi pytania odbiorcy na temat kompromitującego się nadawcy.
My ludzie pewni swego nie potrzebujemy komplementów. My mamy lustra, świadomość i pewność dobrych i złych wyborów. My nie szukamy tanich terapeutów. Stać nas na szczerych przyjaciół. Oni pzecież najbardziej kochają Twoje wady.
P.S. Jeśli wyobrażasz sobie że czułe głaskanie rękoma po pysku rozwścieczonego i głodnego lwa uczyni go łagodniejszym, gratuluję odwagi. Masz jeszcze dwie kończyny.