tylko jedno mi w głowie* 

... 

już 5 dni minęło odkąd Dominiczka pojechała, a ja jeszcze nie znalazłam czasu żeby napisać żałobna notkę o tym jak mi przykro po 5 dniach z Nią wrócić do rutyny dnia codziennego wypełnionej szukaniem roboty, przejmowaniem się tym, że mam cellulit, trenowaniem mięśni brzucha i ud po nocach, oglądaniem 3godzinnych nudnych jak flaki z olejem niemych filmów na egzamin z instytucji historii kina i przekonywaniem mojego chłopaka oraz siebie samej, że nie możemy się poddać i trzeba pchać wózek dalej mimo tego, że chyba wpierdoliliśmy sie na jakieś pole minowe, jest chujowo i wcale nie stabilnie i czasem najchętniej wjebalibyśmy ten wózek do rowu i uciekli. każde w inną strone. 

a 5 dni z Tobą było cudowne, poranne kawusie, malowanie paznokci, zakupki, dobre jedzonko, bo okazja, sopliczka bo okazja, blak dewile, też odświętne, piwko w trawie, piwko nad stawem o pierwszej w nocy, czipsy, dżakasy, na tapczanie wygibasy, najlepsze rejwy ewer i poranne powroty na rowerze <3. i było cudownie wozić Cie na moim motorku, jedyna okazja żeby prowadzić w sukience, bo teraz jak zawieje to kto mi ją przytrzyma? :(

niech ten kawałek będzie zapowiedzią naszego następnego spotkania xD

...

* oczywiście jest to dżołk. fajnie by było. 

ale dzisiaj wieczorem urządzamy sobie z Pingu leniwy wieczorek z Absolwentem (filmem, nie wódą) i olejkami do masażu (nie że romantycznie i afrodyzjak, poprostu łupie mnie w krzyżu jak skurwysyn) a Pingu dobrze masuje, ja mniej, ale wymasuję go też, bo zasługuje.

kocham Go bardzo.