Balam sie Twojego przyjazdu. Wiedzialam, ze znowu namieszasz mi w glowie,
A przeciez wszystko bylo juz takie proste. Nie widzialam Ciebie od 3 miesiecy i zaczylam juz zapominac ile sie przez Ciebie nacierpialam. Jak bardzo Cie kochalam i jak wazny dla mnie byles. W miedzy czasie pojawil sie Marek. Wesoly slowaczek ktory potrafil umilic nawet najbardziej pochmurny dzien. Wydawal mi sie takim ksieciem z bajki, ktory uchroni mnie od tesknoty i cierpienia. Powiem Ci, ze nawet na poczatku mu sie to udawalo. Wiadomo jak to z czasem jest .. On wyjezdzal do slowacji.. kontakt sie urywal tym bardziej, ze zblizal sie termin twojego przyjazdu.
Tydzien temu o tej porze byles juz w tym samym miescie co ja.
Dzielil nas kilometr od siebie. Jeden pieprzony kilometr by sie do siebie przytulic jak za dawnych czasow.
Po spotkaniu juz nic nie bylo takie samo. Dzialasz jak narkotyk.. Nie umiem sie Tobie oprzec.
Spedzalismy ze soba kazda wolna chwile.. Udalo Ci sie przestawic mi w glowie w zaledwie 3 dni.
Przypomnialam sobie za co Cie tak bardzo kochalam i za co Cie znienawidzilam przed Twoim wyjazdem do Gdyni. Nic sie nie zmieniles. No moze troche spowazniales. Ale to chyba wyszlo Ci na plus.
Obiecales mi cos. Za dwa lata kiedy skoncze te pieprzone studia juz nikt i nic nas nie rozdzieli.
To w koncu bedzie czas na nas. Tak bardzo chialabym Ci wierzyc..
Niestety rzeczywistosc jest tak kurewsko bolesna. Nie bedziemy razem chociaz tak bardzo mym Cie chciala miec caly czas przy sobie.
Nie zniose mysli, ze ja jestem tu a ty tam i ze inna moze Cie dotykac.. Dzieli nas jakies 400 km i 2 lata do wspolnej przyszlosci (?)
Staram sie zaczac wszystko od nowa. Moje zycie to czysta biala kartka po ktorej los bedzie mazgral mi droge.