Cholerny budzik znowu dzwoni, zaraz nie wytrzymam i wypieprzę go przez okno! Dobra, wstałam. Nie śpię już, gdzie ten głupi telefon?! Oh... ani chwili dłużej nie zniosę tej irytującej melodyjki. -Mam cię mały gnoju- wszystko umilkło, czyli jest jak zawsze, ja i moja cisza, której momentami nienawidzę. Biorę telefon do ręki i w myślach przepraszam go za nazwanie "gnojem". Jak mogłam tak powiedzieć, przecież on jest przepustką do świata, którego tak bardzo kocham. Do mojego świata, w którym jestem kimś.
W pokoju jest zimno, co jeszcze bardziej powoduje, że nie chcę wychodzić z łóżka. Muszę, wszystko muszę. Kiedy udaje mi się już wygrzebać z mojego małego raju cała monotonia rusza z hukiem.
Stoję przed cholerną szafą. Co ja mam na siebie włożyć? Lubię te spodnie, ale ich nie noszę ze względu na grubą pupę, którą niestety odziedziczyłam po mamie. Dziękuję za takie geny, ale cieszę się chociaż, że mam cycki.
Dobra, koniec rozmyślania, muszę się szybko ubrać, jeśli chcę wyprostować włosy. Idę do łazienki, dziwne, nikogo nie spotykam po drodze. Gdzie ich wywiało? W głębi duszy cieszę się, że jestem sama.
Nie zdążyłam zjeść, nic nowego. Cholera jasna już dwadzieścia po! Jeszcze mi tego brakuje, żebym się spóźniła na ten zasrany autobus.
Nareszcie, druga matma dobiegła końca. Boże, za jakie grzechy mamy takie lekcje z samego rana! Teraz polski, później 2 angielskie,czyli totalny luz.
Szukam jakiejś znajomej twarzy w tłumie, ale jedyne co udaje mu się zauważyć to ON. Cholera przez duże "C"! Jak on zajebiście wygląda w tej koszulce! Ma jeszcze bluzę, która kosztowała majątek, ale co to dla niego, a raczej dla jego ojca. Wygląda przecudownie! Jest perfekcyjny w każdym calu! I oczywiście jest koło niego ta jędza, wszystko psuje, jak zawsze z resztą.
Dobra, koniec fantazji o boskim Igorze. On należy do tej "wyższej sfery". Muszę znaleźć Wiktora, nie chcę całej przerwy spędzić sama.
cdn.