Nie wiem co skłoniło mnie żeby tutaj coś napisać , ale mam dziwne wrażenie że świat pędzi a ja stoję w miejscu i regres zjada mój świat pod każdym względem. Minęły prawie 2 lata od kiedy miałem złamaną kostkę , ale ciągle wracam do tego i stwierdzam że to był kluczowy moment w moim życiu . Po zdjęciu gipsu zauważyłem jak bardzo potrzebna jest determinacja , nadzieja i wiara w tym pierdolonym życiu. Nauczyłem się pokory i dystansu do pewnych spraw na które nie mam wpływu bezpośrednio. Wiem że potrafię walczyc, ale tylko czasami na boisku, w życiu zbyt często odpuszczam , może dlatego że mam taki charakter? Ciągle popełniam te same błędy i nie potrafię ich wyeliminować przez co tkwię w tym gównie już jakiś czas i nie widzę perspektyw w przyszłości.
Teraz ostatni rok juniorskiego grania , a co dalej nie wiem? ostatni rok liceum , matura i co dalej kurwa? Te tempo mnie przeraża. Jeszcze niedawno to wszystko po kolei się zaczynało , a za chwilę ten okres życia będzie trzeba odkreślić grubą krechą i wejść w nowy etap , chyba ten najcięższy , ten w którym będe musiał polegac bardziej na samym sobie , jak to będzie daamn? Wszystko się zmienia dookoła , a w głowie ciągle pozostają te same pytania bez odpowiedzi, przeplatane refleksjami, które ciągle doprowadzają mnie to tych samych wniosków.
Chciałbym żeby to wszystko się ułożyło , wszystko i żebym mógł powiedziec na koniec tego roku , że to ten w którym pierwszy raz udało mi się coś osiągnąc , albo zrobic chociaz mały krok do przodu , bo tego progresu mi brakuje żeby rozkręcic to moje życie. Świat robi nas w chuja!
Spierdalam dalej słuchac rapu, sory za zbędne, smętne i natrętne pierdolenie o niczym.