Jak poprawię, to wstawię na bloga, ale właśnie to napisałam, nawet nie przeczytałam dokładnie (o zgrozo), enjoy XD!
18:26 2012-03-13
Szła ulicą, zastanawiając się, czy lepiej kupić miętową czekoladę w Groszku, czy pofatygować się do Biedronki po ulubione chipsy. Naprawdę nie mogła się zdecydować, dawno nie jadła tych ulubionych słodyczy.
Powoli się ściemniało. Nie słyszała niczego poza wiatrem, swoimi krokami oraz lekko ściszoną muzyką w swych słuchawkach. Za to czuła coś więcej. Czuła jego obecność i to niedaleko...
Zatrzymała się i rozejrzała dookoła. Jej wzrok przykuły drzwi obskurnej dworcowej toalety.
"Czyżbyś znowu tu był?" pomyślała z wielkim smutkiem i żalem. Narkotyki naprawdę niszczyły wszystko. Zniszczyły ich początkujący związek - to właśnie sprawiało jej najdotkliwszy ból; nie zdążyła się nim nacieszyć, bo dragi wzięły górę, odebrały jej go. Ponoć mogłoby być gorzej, gdyby byli razem dłużej, przyzwyczaiłaby się do niego, jednakże miała to gdzieś. Tak czy inaczej cierpiała, gdyż bardziej zależało mu na kokainie niż na niej. Podobała mu się, ale to narkotyk był jego największą miłością. Nie miał pojęcia, jak bardzo ją to bolało. Nawet nie próbował przestać, nie chciał żadnego detoksu, oznajmił jej, iż nie mógł skończyć i odszedł z jej życia. Szkoda, że nie zabrał wspomnień.
Wkroczyła do toalety. Niemal nikt z nich nie korzystał, bo kanalizacja poważnie szwankowała, więc nie trzeba było się marwić o obecność kogoś niepowołanego. Początkujący narkomani dość często z tego korzystali - w tym on.
Stał przy umywalce z lustrem popękanym tak, że rysy tworzyły wzór pajęczej sieci. Podgrzewał ogniem zapalniczki łyżkę z heroiną. Co więcej, było jej po brzegi i to był czysty towar, nie żaden kompot. Dreszcz przeszył jej drobne ciało.
Uniósł wzrok na taflę lustra, dostrzegając ją.
- Po co tu przyszłaś? - zapytał cicho, jakby był zmartwiony, lekko zawstydzony, że go przyłapała; chciał dać jej do zrozumienia, iż nie powinna była się tam znajdować.
- Przeczułam, że zaaplikujesz dziś sobie złoty strzał.
Nie odezwał się ani słowem, powoli i dokładniej wypełniając strzykawkę opium.
- Mam rozumieć, że przybyłaś na przedstawienie? - jego głos nie wyrażał ironii, lecz zwykłe pytanie zaciekawionego dziecka.
- Dlaczego chcesz to zrobić? - jęknęła płaczliwie, przygryzając wargi.
Westchnął i milczał przez długą chwilę.
- Co to za różnica, parę działek w te czy we wte...
Gdyby ręce jej właśnie nie opadły, spoliczkowałaby go z całej siły.
- Jak mozesz tak mówić?! Jesteś pierdolonym egoistą! Ostatnim chujem! Samobójstwo nie kończy życia...
- Nie?
- Przekonasz się - wycedziła przez zęby z ironią, patrząc na niego z wściekłością. Była pewna, że jego demony będą dotkliwie męczyć, pokazując przyszłość, której nie pozwolił się ziścić przez swoj egoizm, tak, jak widziała w jednym filmie.
Bał się na nią spojrzeć. Jakaś część jego tęskniła za nią, pragnęła wrócić, ale rozum mu nie pozwalał. Zasługiwała na kogoś dobrego, kto opiekowałby się nią. Nie potrzebowała ćpuna jego pokroju.
Czuł na sobie jej wzrok. Po prostu mógł wyczuć, iż jej załzawione oczy patrzyły na niego z czułością.
- Przepraszam. Tak mi przykro, że jesteś ćpunem, a tobie zależy... - wymamrotał, przechodziło mu to z trudem.
Pochyliła głowę jeszcze niżej, prostopadle do swoich trampek, a on wyczuwając jej ból nie wytrzymał i mocno przytulił dziewczynę, tak, jak dawniej. Od razu, choć niepewnie, otoczyła go ramionami. Była pewna, że do końca życia nie zapomni tego uczucia, jego chudego ciała i kościstych ramion.
Nie wiedział, co powinien jej powiedzieć, więc po prostu milczał, z nadzieją, iż gest wyrażał wszystko, co do niej czuł. Ona zaś starała się nie myśleć, że to był naprawdę ostatni raz, że po godzinie miał leżeć na posadzce zimny i martwy.
- Malutka, kocham cię. Jestem pojebany, w jakiś równie pojebany sposób cię kocham.
W odpowiedzi przejechała paznokciami po jego kręgosłupie w tak czuły sposób, że prawie zapragnął zrezygnować ze złotego strzału.
- Zrób coś dla mnie, choć ja nic nie mogłem zrobić... Bądź szczęśliwa. Kowal może ci pomóc.
- Kowal?
- Tak, od dawna mu się podobasz.
Stali tak, trzymając się kurczowo za ręce i patrząc sobie w wypełnione strachem i niepewnością oczy.
- Nadal będę się za ciebie modlić. Kocham cię - powiedziała szybko, po czym pocałowała go, dosyć krotko, lecz tak, by zapamiętać. Prędko wybiegła z toalety, nie patrząc dokąd.
W końcu zwolniła, może nie tyle co ze zmęczenia, a z bólu.
Czuła go doskonale. Poczuła, że właśnie jego serce odmówiło współpracy.
Upadła na kolana na drodze, zaciskając powieki, spod których i tak wypływały łzy, a aby stłumić krzyk rozpaczliwego bólu mocno przygryzła rękę, choć niewiele to dawało. Ból rozdzierał jej wnętrzności. Czuła, że odchodząc zabrał ze sobą cząstkę jej samej. Wiedziała, iż już nigdy nic nie wróci do dawnego porządku...
23:43 2012-03-13