Jak dziwnie tu powrócić po latach, Jakie niepokojące uczucie. A jednak pojawiam się, drżącymi palcami uderzając w klawiaturę. Gwoli ciekaości, wracam jedynie ja, bez zaburzeń odżywiania. Niedawno, przy okazji wspomnę pękły dwa lata bez nich. Więc po co ten wpis, po co uzewnętrznianie się tu na nowo?
Wyjaśnienie jest proste, ale może nieoczywiste. Choć według lekarzy i ich mądrych definicji jestem zdrowa to pewna złamana i autodestrukcyjna część mnie nadal żyje i ma się doskonale.To właśnie ona dziś mnie tu przywiodła i to ona próbuje wciąż i od nowa niszczyć moje życie. Ta część czyli ja. Ja, czyli mój największy wróg, moje zagrożenie, mój ból i moje upadki.
I coż ta "ja" robię? Jakby to opisać? Nie wiem... Mam przyjaciela, tak bliskiego mojemu sercu i dla mnie ważnego, że nie umiem tego ująć w słowa. Będącego dla mnie może nawet kimś ważniejszym niż rodzina, będącego moim prywatnym skrabem, motorem do rozwoju, inspiracją, nadzieją, kimś kogo absolutnie kocham i potrzebuję w swoim życiu (lol, nie kocham w sensie erotycznym, chodzi mi o duzo subtelniejsze płaszczyzny). I jedyne co robie to odpycham go od siebie swoją nieszczerością, emocjami, egoizmem, przeszłością, zamknięciem. Nie umiem obarczać innych ludzi swoimi problemami, bo zawsze widzę te ich, te ważniejsze i powaźniejsze od moich, dlatego mu o moich rozterkach nie mówię,. w końcu jak można rozpatrywać w nieskończoność swoje edy i inne duperele? Ludzie mają poważniejsze problemy. więc zamknij się egoistyczny szmatławcu, gówno wiesz i gówno przeżyłaś.
Chlopie, przepraszam cię za bycie tym kim jestem. Za każdą moją słabość i nieszczerość. I wiem, że jesteś ode mnie silniejszy, inteligentnieszy, mądrzejszy, zwyczajnie lepszy. Ja wciąż popełniam blędy, mylę się, upadam, ranię. Jestem żałosnym błędem, wiem. I mimo wszystko, dziękuję Ci, że tyle ze mną wytrzymałeś, bo i tak na to nie zasługiwałam. Dziękuję ci za każy dzień i za każde słowo. Przepraszam za każdą kłótnię, za mój przewlekły brak racji. Za bycie tym kim jestem. Na zawsze złamanym człowiekiem.