Fajny dzień dzisiaj, nie powiem, że nie. Sportowo i rodzinnie.
I w końcu na koniach.. i to nic, ża na dworze mamy Antarktydę!
Na 10 na konie dziadek mnie zawiózł, Hipcia ubierałam..
Nie ma to jak już mieć na niego wsiadać, a ten zaczyna się
wyciągać jak pies.. zad w górze, a przednimi nogami do ziemi.
Rudy potrafi jednak. Na jeździe mnie trochę wkurzył, bo zaczął
się cofać, ale ogarnął się potem. Znowu był jak kłoda, bo
nie łaska była mu zrzucić balastu z brzucha. W kłusie szedł,
tylko jak to on, taka mała żyrafo-łamaga i się potykał na równej
powierzchni. W galopie ładnie, tylko to jego kaszlenie i całą jazdę
na luźnych wodzach z nim pracowałam. Nikt nie chciał na niego,
to miałam go dla siebie tylko dzisiaj, więc potem się rozluźnił i
chodził tak jak trzeba, to w kłusie ćwiczebnym z nim popracowałam
i dzieciaki na ogon za sobą brałam, bo srokata im wyczyniała.
A to się rozjuszyła kobyła.. a niech poczeka aż ja na nią wsiąde
któregoś dnia.. nie będzie odwalania i buntów. Chyba tylko jak ja
czy Aniela na niej siedzimy wie jak ma chodzić. No i jak Rafał.. ale
z dziećmi robi co chce. Potem cukierki rozdałam, przed 12 sprzęt
zgarneliśmy, pomyliśmy to wzięłam marchewki i najpierw poszłam
kucom dać. Oczywiście Jamajka pierwsza i najlepiej wszystko dla
niej. Duże konie.. zdążyłam dać Madisonowi i Hipciowi, a tu mi za
plecami czai się Blaszka z Tracy i z gębami do mnie i `cap cap`
żeby coś dostać. Te konie to wiecznie nienażarte są. Chwile z nimi
posiedzieliśmy i do domu. Dziadek przyjechał to Werkę podwieźliśmy
i Patka ze mną do domu jechała bo przyszła nas odwiedzić.
A moja OSIEMNASTKA rodzinna udana, prezenty piękne, życżenia
też. Liczę, że się spełnią..
A w szkole zapierdziel jakich mało, jeszcze trochę i chyba se w
łeb strzelę z nerwów i innych. Ze Studniówkę też 973892 problemów.
Idę spać bo padam na ryj..
Bang!