Klasa pojechała na wycieczkę a ja przekimałam w domu sobie, ehehehehe.
Na 15 konie. Jeździłam Hipcia, fajnie. Ściągając go z pastwiska przeżegnałam
się lewą stopą widząc, jak jest brudny. Ale brud okazał się tylko piaskiem na
jego sierści, która wygląda jak u niedźwiedzia. A Rudy.. niemalże całą jazdę
był tak wkurzający. Hipicio jest taki: `nie ma kupy na początku jazdy, nie ma
ładnego chodzenia`. Wkurzył mnie trochę, bo ciskanie go łydkami i w końcu
batem nic nie dawało, żeby w kłusie nabrał tempa. Na drągi ja najeżdżam na
nim prosto, a ten na nich odchył w lewo i idzie na ich skraju.. W galopie też jakiś
cudowny nie był, bo nie galopował szybko jak to on. Ale jak kurde przyszło
`kupa time`, to Hipcio nabrał jakiejś mocy i dzida w kłusie była, że nie szło go
zahamować, sam rwał się do galopu to jeszcze z nim z kółko tego galopu zrobiłam.
I Ala sama się śmiała, że Hipcio taki dziwny jest z niektórymi rzeczami. Ale i tak
go kocham, do żłobu później dorzuciłam mu dwie marchewki, ale cii. Sprzęt
zgarnięty i pomyty, potem kuce i hucuły z pastwiska do stajni pozganiałyśmy.
Potem poczekałyśmy chwilę i duże konie do stajni. Nigdy więcej nie prowadzę
tej debilki Tracy. Sadziła mi się po drodze na Madisona, który szedł za nią i
jeszcze próbowała polecieć za Arkadią i Luśką, które szły same i latały po
wszystkich padokach. Czasem te kobyły to tylko w łeb trzepnąć, bo sił brakuje.
Idę oglądać Jeźdźca Znikąd, Bang!