Nie wiem od czego zacząć
Zawsze gubiłem się w swych liściach
Od samego początku ich nieuchwytność mnie smuciła
Niby były moje, ale gdy w końcu nabierały koloru - uciekały
Wiatr okradał mnie z nich co jesień
A ja nie dałem rady złapać go w puste dłonie
I nigdy nie znalazłem w sobie sił by go gonić
Źle się czuję
To może jakaś choroba
W gruncie rzeczy uleczalna porzeba tylko
Dobrego człowieka cierpliwości lekarza
Drzew i roślin
Może to tylko ten wieczny strach
Przed nieznanym w dolinie
Które być może boi się nieznanego z góry
W takim razie może zdiagnozujesz u mnie
Drzewną hipochondrię