Ze szczytów spaść na morskie dna,
Chcę w doliny wzejść,gdzie niebyt trwa,
Ta krew...ona z rannych toczy się serc,
Ta krew...ona z umysłów pozbawionych twierdz.
Na chmury patrzeć z nędznych podziemi,
Stać tu jak drzewo pozbawione korzeni,
Jak kropla po kruchym szkle płynie łza,
To ona,jedyna,z duszy dna...
Ta skaza,która kale dni radości,
Ten kamień,który boi się kruchości,
Ten dzień,co boi się szarości,
To serce,które boi się miłości...
A przecież jej pragnie,pożąda,
W każdej postaci,jakkolwiek wygląda,
A ona ucieka..
Przez ręce przecieka...
Ze szczytów spaśc na morskie dna,
Chcę w doliny wzejść,gdzie niebyt trwa,
Ten strach...on z rannych toczy się serc...
Ten strach...on z umysłów pozbawionych twierdz
Na niebo patrzeć z zamkniętymi oczami,
Płonąc w piekle...samotnie,latami...
Chciałem dziś życie obsypać kwiatami,
Myślałem,że zdobyłem szczyt nad szczytami,
Lecz w przepaść zepchnięto...
Znowu przeklęto...
Lecz liny w ruch,niech płynie droga,
Boję się bardzo,dopada trwoga,
Lecz poddać się nie mogę...
Na ogie,pożogę!
Cóż czynić mam,
Do życia żal...
Gdy mroczny dopadł mnie świat?
Ładuj! Cel! Pal!
Niech fatum spłonie,w końcu oszczędzi,
Niech mu ktoś w końcu kota popędzi...
Prowadzony pod mur,z godnością przyjąć
Brak nadziei,spojrzeć jlosowi prosto w twarz,
Niech wie,że nie boję się jego ciemnych oczu,
Niech wie,że nie poddam się jego wyrokom.
Ładuj!
Spoglądam jeszcze w niebo,
Poznaję jego barwę,
Spoglądam dumnie w twarz,
Nie pokonasz mnie...
Cel!
Kiedy zamknę oczy w tej chwili szarości,
Powiem Ci losie,w mojej szczerości,
Nienawidzę cie,szczerze,za wszystko,
Nie pokonasz mnie...
PAL!