Sto lat temu na pastwisku po deszczu...
U mnie...dziwnie. Po raz pierwszy stoję przed trudną decyzją, czy w ogóle będę dalej jeździć. Rozsądek podopowiada jedno, serce - co innego.
Doszłam do wniosku, że jeździectwo to jeden z najtrudniejszych sportów - końcowy wynik zależy tylko w 50% od Ciebie, a jak chcesz dać sobie spokój, to okazuje się... że się nie da. Bo nic nie jest w stanie zastąpic tego uczucia pełnej harmonii z żywym zwierzęciem, które waży 600kg a ma mózg wielkości orzeszka.
Kiedy masz wolny dzień, świeci słonko i wieje lekki wiatr, ptaki śpiewają, a sarny się pasą zaraz koło czworoboku.
Kiedy jesteś w stanie zrobić wszystko, kiedy wychodzą Ci lotne w serii, super ciągi, kiedy masz poczucie, że nic innego się nie liczy, tylko Ty i Twój koń.
I jak mam z tego zrezygnować ? Znaczy wiem, kupując własnego konia (=święty i błogosławiony spokój), ale ciągle nie wiem, czy bardziej w życiu przyda mi się lewa czy prawa nerka...
Tak czy siak - póki co dłuższa pauza. Moje kolano jest rozsypane, artroskopia prawie pewna...