Zawsze chciałem budować domy. Tak jak wszyscy. Teraz może nie wszyscy, ale wtedy tak właśnie było. Budowałem nieumiejętnie, krzywo, za nic mając proste linie i opinie fachowców. Cóż z tego, że w świetle wszechświata mój budynek był żałośnie kiepski. Wszechświat sam nigdzie nie mieszka, więc swoje trzy grosze niech lezie wtrącać gdzieś indziej. Najlepiej z dala ode mnie. Nie do końca dobrze oprawione okno, przeciekający dach i ściany ze smugami, jakby nad całością panowało dziecko jeszcze niedawno lepiące smerfy z modeliny. Czy to naprawdę miało aż takie znaczenie?
Plan był dramatycznie prosty. Zacząć od określonego miejsca. Nie od jakiejś nieograniczonej przestrzeni, lecz konkretnego punktu. Wpierw lekko na boki, potem do góry. A jeszcze potem dalej i dalej, w każdą stronę. Zabudować wszystko tak, by do każdego miejsca było tak samo daleko. Nie ograniczać się rzekami, górami, drogami, liniami, wiarą. Absolutnie niczym za wyjątkiem wyobraźni. Tej jednej granicy pokonać nigdy nie zamierzałem. Raz udało się, ale to zupełnie inna opowieść. I obawiam się, że na trzeźwo nie opowiem jej zbyt dokładnie. Albo też nie opowiem wcale.
Budowałem z tego, co miałem najlepsze. Nie przebierałem w możliwościach, płaszczyznach czy markach, rozsądnie chwytając w ręce to, co zdołałem. Kiedy jednak padł kolejny budynek poczułem taką wściekłość, że po chwili zacząłem burzyć wszystko wokół. Furie mogły pozazdrościć mi zaciekłości, z jaką rujnowałem kolejne zabudowania. Wszystko to nie wypaliło żalu w żadnej mierze, wszystko to nie odwróciło umysłu w inną stronę. Zniszczyłem wszystko zupełnie niepotrzebnie. Wciąż stoi ten specjalny budynek. Trochę krzywy, niepasujący, z pojedynczym, źle osadzonym oknem. Przechodząc obok niego wieczorem patrzę, czy przypadkiem nie pali się w nim światło. Nie wiem jeszcze, czy wtedy będę biegł co tchu, ale to ta jedna rzecz, której burzyć nie chcę i nie chciałem. Tak łatwo rujnujemy, że zapominamy o tym, iż czasem warto dać jeszcze jedną szansę. Remont jest trudniejszy od postawienia fundamentów, jednak wśród znajomych ścian nie będzie nas smagał żaden deszcz. Wśród ścian, nawet tych źle pomalowanych, łatwiej będzie zasnąć.
Rano opowiesz mi ten koszmar od początku.