* Na zdjęciu zatoka o trudnej nazwie na A, uwieczniona z klifu (nie, to jeszcze nie plaża, ona była pod nim). Takich porzuconych łódek były dziesiątki.
"Dzień dobry (może śniadanie po turecku?)." [Z Piotrusiowego Zeszytu Od Rosyjskiego]
Dziś wybrałam taką formę powitania, bo zauważyłam, że ostatnio zaczynam pisanie od stwierdzenia, że jestem.
Tylko obawiam się, że piszę to bardziej do siebie niż do Was, bo w sumie i tak będziecie wiedzieli, że jestem, kiedy zobaczycie ten wpis. Ale to jedno słowo ma mi brutalnie uświadomić, że jestem tu, gdzie jestem, ma mnie zmaterializować w tym miejscu, krzyczy "obudź się, do cholery!", bo jedną nogą i wszystkimi myślami jestem (a tu to co innego) na początku sierpnia, w piekielnie gorącym Egipcie, w drodze na plażę pod daktylowymi palmami, po kolanach w wodzie, zjadana przez rybki, popijająca hibiskusa i zagryzająca go melonem, nurzająca się w zupie Morza Martwego (aczkolwiek Małych Ludzików nie dostrzegłam :)), w autokarze do Jerozolimy, i tak dalej, dalej, dalej i dalej... Tylko jak zwykle okrutny kalendarz przywołuje do rzeczywistości. 30 sierpnia. J e s t e m.
Jeszcze niecały tydzień temu śmiałam się jak można zachorować w środku lata, przy codziennym czterdziesto-i więcej stopniowym upale. Dzisiaj nie czuję nosa, a zatoki chyba oszalały. Zabiję małego bąbla, hipochondryka, specjalistę od Psucia, Histaryzowania i Zachorowywania. Piękny początek życia na Tamtym Świecie, na którym spotykamy się już pojutrze.
Ale dziś mamy dumny przedostatni dzień sierpnia i niech on trwa (jak pięknie napisała Justynka, co z tego, że wtedy to był 9 sierpnia ;))! Porozmawiajmy (a raczej popiszmy, poczytajmy...) o czymś przyjemnym.
Najpierw przestroga: nie próbujcie kawałka owocu o różowej skórce z białym środkiem i czarnymi pestkami, który leży niewinnie na półmisku obok kiwi, które przyozdabia schab w galaretce malinowej. Chyba, że ktoś lubi owoce o smaku śledzia. I nie bierzcie zbyt ochoczo jakichkolwiek lunchboxów, bo albo okaże się, że są w nich same banany albo margaryny o smaku cappucino. Do mniej przyjemnych doświadczeń można by jeszcze dołączyć paranoję, w jaką wpędzają czlowieka niemożliwi Egipcjanie (oczywiście sami faceci, oczywiście sami młodzi kawalerzy): nie patrz w oczy, patrz pod nogi, ramiona!, kolana!, ręce!, jaksiemaś, ooou..., co wiązało się oczywiście z paniką w temacie napełniania szklanek, zostawiania talerzy, wymiany ręczników czy gubienia opasek i mnóstwa innych rzeczy, ale w sumie po tygodniu można było przywyknąć, a nawet zacząć akceptować. Dlatego wyjazd do Egiptu na tydzień nie ma najmniejszego sensu. ^^
Tylko, że po dłuższym pobycie tam zaczyna się tęsknić do tego miejsca otoczonego pustynią, w którym się spędziło 2 tygodnie, do egipskiej mentalności i sposobu życia. Zaraźliwie pozytywniego spojrzenia na świat, swobody, pogody ducha, nieokiełznanaej radości, otwartości, niesamowitego optymizmu, poczucia humoru, a przede wszystkim uśmiechu. Jestem skłonna zaryzykowac stwierdzenie, że nikt nie uśmiecha się tak często i tak pięknie jak Egipcjanie.^^ Poza tym są wybitnie lekkoduszni (czy oni kiedykolwiek się martwią?), co widać też na drogach, gdzie kierunkowskazów używa się, żeby się przywitać z jadącym z naprzeciwka kolegą, a klaksonu używa się niezaleznie od tego czy ktoś jest na drodze czy nie, a najczęściej na pustych skrzyżowaniach (powstała teoria, że trąbią zamiast używać kierunkowskazów, ale kiedy zobaczyliśmy znak zakazu trąbienia, teoria upadła i powstała nowa: że klakson to świetna zabawka). Ten znak był jednym z dwóch, które wdziałam na egipskich drogach, więc oni sobie tram chyba jeżdżą jak chcą. Wieczorem oczywiście świateł też nikt nie zapala. Z kolei typowy krawężnik (jeżeli oczywiście jest chodnik) egipski to pokaźna kupka śmieci, a typowy "chodnik" to piach, pył i kamienie. Nie mówiąc o obecnych przy ulicach gruzowiskach i ruinach, na których (o dziwo!) zaczęły już desperacko wyrastać suche krzaki.
Było fantastycznie i zupełnie niepowtarzalnie. Tam jest po prostu inaczej. W pełnym tego słowa znaczeniu.
(Panie Jasnooki Ahmedzie Kamel, serdecznie pozdrawiam i gratuluję wyraźnej plakietki. :D)
Pozdrawiam, Kochani (szczególnie wczorajszych działkowobasiowców :D) i mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że do zobaczenia bardzo wkrótce! ^^
Tosiu, dziękuję za cudowny prezent!!! :) Kocham!
Słońce, dziwna sprawa, ale dzisiaj nie czuję szyi. Wiesz coś o tym? ^^
Odpowiedzią na pytanie sprzed piątej pozostanie jak narazie uśmiech... :)