Jestem.
Co przywożę z SDMu? Stadko pliszczyńskich mrówek, garść błota (:D), niesamowicie uświnione buty, zeszyt Piotrka od rosyjskiego, nowo nauczone piosenki i zabawy :), fantastyczne wspomnienia, sercański krzyżyk, Akt Własności, nowe rzeczy do przemyślenia, wartości i postawy, przyjaźń nową i odnowioną, radość, optymizm, a przede wszystkim Boga. I chyba o to chodziło.
Było równie wspaniale jak w tamtym roku (mimo tych nielicznych niedociągnięć). I znowu zaskoczył mnie i zrobił na mnie niesamowite wrażenie, mimo że to przecież nie pierwszy raz. Dobrze, że nie stał się przewidywalny i schematyczny, że co roku możemy zachwycać się i poznawać wszystko od nowa(niektóre rzeczy jak kolejki do pryszniców się nie zmieniają :D). W ogóle SDM w tym roku był zupełnie wyjątkowy dzięki pięęęknej pogodzie i burzy przeżywanej co drugi dzień, która sprawiała, że wielką frajdą było się przejść pod wiatę albo gdziekolwiek.:D Cóż za ironia losu: narty, o których pisał ksiądz pani Wu. akurat by się przydały. ^^
Jestemz siebie dumna: w przeciwieństwie do niektórych nie zaliczyłam kąpieli błotnej ("-No chyba nikt z was nie wytapla się dobrowolnie w błocie? -Yyy... (śmiech pod wiatą) "), a linek przez 6 dni zaliczyłam jedynie 11! ^^ Poza tym spełniłam dobre uczynki ratując biednego żuczka przez utonięciem w nieszczęsnej kropli, która została w menażce i wypraszając po dobroci mrówki z namiotu (nie to co coponiektórzy harcerze z kubkami w rękach :P). I miałam świętą rację, że nie wzięłam jedzenia, bo przecież Wy zaopatrzyliście się jak na trzecią wojnę światową. :P Utyję przez te Wasze popcorny, czipsy, wafeki, ciasteczka, suszone banany, a nawet osobisty chleb, że nie wspomnę o kupie czekoladek od księży dyrektorów. ;) Ostatniej nocy, wyjmując ten chleb, pasztet, majonez i resztkę kremu czekoladowego (do którego miałam za którki paluszek i musiałam posłużyć się Drugim Końcem Łyżki), Ola zdecydowanie pobiła wszystkich. :D Nie wspominając o śniadaniu, na które się spóźniliśmy, ale za to mieliśmy olowe szprotki i makrele. :) W ogóle ostatnia noc była, zgodnie z tradycją, szalona (nie tylko dlatego, że moja gorączka szalała :P) i myślę, że najlepszym dowodem na to jest przytoczenie śpiewania w zbitej, przytulonej kupie "Przybierzeli do Betlejem", a potem hardcore'owo "Gdyby wiara twa". :D Dziwne, że nie wskoczyliśmy do jakiegoś namiotu. ;) Chociaż ja potem dwa razy wpadłam do piotrkowo-tadziowego, za co Was bardzo jeszcze raz przepraszam. :) Trudno tu wymienić wszystko, co się działo, a z drugiej strony szkoda wymienić część, a resztę pominąć, bo ten SDM składał się z samych wyjątkowych chwil, poczynając od Tadzia z cytrynkami na uszach, księdza z bananem na rzepa i na trampolinie, Święta Radości, śpiewania Razem podczas burzy, bajek na dobranoc, kończąc na adoracjach, nabożeństwach i mszach. Wszystko, a jakżeby inaczej, wspaniałe. :)
A więc jest 28 czerwca. Wróciliśmy. Może sprostuję: ja wróciłam tylko ciałem. Duchem jestem jeszcze w ogrodzie księży sercanów albo pod nieodłączną wiatą albo w garażach skutecznie udających jadalnię (wiecie, że właśnie mielibyśmy kolację?), a przede wszystkim z Wami. Wiecie, cudownie było spędzić ten tydzień, kiedy przez 24 godziny na dobę byliście w zasięgu ręki, głosu, uśmiechu. Cóż ja teraz bez Was pocznę? Jak będę mogła zasnąć, kiedy będę miała świadomość, że kiedy otworzę oczy, nie będę mogła zacząć dnia od uściskania Was? Jak przeżyję dzień bez Waszego uśmiechu, dowcipu, niecodziennych pomysłów albo bez słuchania tekstów Beli czy z "Hydrozagadki"? Zielonego pojęcia nie mam. Teraz bardziej niż zwykle nie chcę tych wakacji. Ale wiecie co? Nie wyobrażam już sobie ich rozpoczęcia bez SDMu. Wakacje? O rany.
Dziękuję!!!
Tosiu (za wsparcie, za każde budujące kwik i niedoszły gripex :)), Aniu, Olu B. (za Twój ciepły uścisk!), Olu P., Olu Z. i Justynko (wspaniale było z Wami dzielić namiot :)), Piotrusiu (zgadzam się z Tobą: ewoluuję w chomika ^^), Tadziu (nie wystarczyłoby mi miejsca na podziękowanie, więc tylko zgodznie z cytatem w Twoim notatniku: dziękuję, że jesteś :)), Agatko (za każdą konspirację i Twoje szaleństwo :D), Olu, Ago, Madziu, Jagódko, Madziu, Danielu, Sebastianie (za żółwia i rutinoscorbin i ten Twój uścisk z gratisem ;)), Mateuszu, Oli, Patryku (za instrukcję obsługi aspiryny, wyrozumiałość i przygarnięcie), Borówo, Psycholu (jak to śmisznie brzmi :D), Zuziu, Alu, Kasiu, Ewelinko, Weroniko, Dorotko, Pati, Łukaszu,Wiki, Asiu, księdzu, a dla Pana Boga to w ogóle brawa! :D
I pozdrwiam Was gorąco, moja już nieistniejąca oficjalnie 3gc. Nieszybko się z tym pogodzę, ale przezawsze będę Was kochać. :)