Moje szczęście Twoje imię ma.
Bo wiesz, spotkałam miłość, ja jej nie szukałam, sama przyszła. Zaczepiła mnie raz gdy byłam na spacerze, zarzekała się że nie pali fajek, nie pije piwa i złościła się że za dużo gadam. Ja? No coś podobnego ;) Kręciła się wokół mnie dosyć często, kiedy udało mi się ją wygonić drzwiami, wracała oknem. Nie odbierałam od niej telefonów a ona i tak znajdowała sposób, żebym ją tylko zauważyła. No i zauważyłam. Przyszła do mnie w listopadzie, już z walizkami, żeby się wprowadzić. Wymieniłam zamki, wlamała się, ech... Spędziła ze mną najpiękniejszego Sylwestra na ziemi i nie miała zamiaru się wynosić, zaparła się rękami i nogami aż do stycznia. Wtedy już zameldowała się i rozsiadła zadowolona na kanapie. Cieszył mnie ten widok, cieszyło mnie to że nie dała się wykurzyć. I miała rację ;) Wzięła swoje klucze, zamknęła się w moim sercu od środka a wiecie co stało się z kluczem? Połkneła go i siedzi teraz przez 4 lata zamknięta na czerwonej sofie, popija drinki z palemką i prosi tylko żeby jej donosić kanapki. Koniecznie bez masła, bo moja Miłość nie lubi masła ;)