Już były sanki, były łyżwy dwa razy i nawet wybraliśmy się na narty! Nie spodziewałam się, że tak dobrze się na nich jeździ:P
A w walentynki Grzesio mi zafundował super spacerek spod domu przez bulwary wiślane na błonia:) po drodze pizza i pełen przegląd ptactwa nadwiślańskiego w tym pięknych a wygłodniałych łabądków i brzydkich kaczątek. Dostałam ślicznego pinwinka na łańcuszku ;). Na błoniach łyżwy i piwko w Sarmacji. Tak bardzo miły dzień, mimo mojego złego humoru o poranku. Bardzo Cię kocham Grześ:*
Tymczasem ferie się już kończą i na samą myśl o powrocie na uczelnie skręca mnie w żołądku i odechciewa mi się żyć.