Ani słowa o poniższym tekście.
Notowałem na bieżąco, co czuję, myślę, widzę.
Ach, co to był za bal!
Znośny ból nóg i kac moralny.
"C'est la vie-bal wielki i huczny"
Bal wielki i huczny odbył się niedawno
Tańczyłem sam-tak dla jasności.
W niewinnych krokach i z uśmiechem,
zdobywałem dna kolejnych kieliszków.
Wyborny szampan, mosiężne świeczniki, rytmiczna muzyka.
Na balu wielkim i hucznym nie wszyscy tańczyli sami
Mnie służył parkiet-innym eleganckie partnerowania
Rama, obroty, uśmiechy i ukłony-tylko pozazdrościć.
"Jaka duża ilość gości"-bałem się, że nie starczy parkietu.
A kiedy szybciej zaczęli grać i mnie na lamperie zepchnięto,
Ach, jakie wówczas zaczęły się pląsy!
"Odbijany, drodzy Państwo!"-krzyczano. Kołysałem się nadal.
I poznawano się w tańcu i wymieniano uśmiechy, padały miłe słowa.
Soliści ostatkiem sił śpiewali "C'est la vie". Współczułem zdartego gardła.
Tańczyłem, jakby brzmiała właśnie ostatnia piosenka w życiu.
Patrzyli. Podskakiwałem. Jak wariat.
Dżentelmeni się nie pocą-nawet w muzycznym transie.
Taki suchy ukłoniłem się tańczącym parom.
I chciałem zatańczyć z tą osobą,
o której podsłuchałem przy szwedzkim stole,
co to tak świetnie w tańcu sobie radzi, zna wiele kroków,
z którą przetańczyć każdy chce do bólu stóp.
Ale była już północ i na mnie przyszedł czas.
Na pewno zatańczę jeszcze kiedyś, albo ktoś przyjdzie do mnie z sali.
Na balu wielkim i hucznym coś zgubiłem.
Nie krawat w soczyste maliny i nie koszulę koloru bakaliowych lodów.
Inni zdjęcia: ... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24