(autoportret.)
Mój Pokój, 25.12.13
Droga Aurelio,
bardzo mi przykro z powodu odwołanego lotu i choroby Stefani. Mam nadzieję, że skorzystałaś z podesłanego przeze mnie numeru. Paweł to najlepszy weterynarz, jakiego znam. Z pewnością należycie zajmie się Twoim czworonogiem. Zobaczysz, Stefani szybko wróci do zdrowia.
Piszę do Ciebie w pierwszy dzień świąt. Trwają rodzinne spotkania, stoły jeszcze uginają się od pełnych pater i półmisków. W buzi jest tak słodko-słono, w kuchni i salonie czuć grzyby, przyprawy do ryb i barszcz. Atmosfera świąteczna jakby nie chciała ustąpić miejsca żadnej innej. Słychać ulubione kolędy. Ale to nic złego. Na nie czeka się cały rok.
Z tego niedoczekania już od miesiąca oświetlam swój mały pokoik łańcuchem kolorowych lampek, tych samych, które rok temu zdjęła mama z choinki. Oczy moje głodują na blask, dlatego co wieczór zapalam też kilka świeczek. Ach, gdybyś mogła ujrzeć, jak dużo wypatrzyć można w rzucanym przez nie cieniu! Nauczyłem się metodą prób i błędów układać palce obu dłoni w taki sposób, by na ścianie ukazywało się stworzenie na kształt królika, motyla i ryby. Wciąż pracuje nad papugą.
Ostatnio rytm wieczorów prawie w całości podyktowany jest dźwiękami melancholijnych utworów. Otwiera się moja wyobraźnia i trochę też wspominam, leżąc w koślawo-wygodnej pozycji. Niemal wszystko dobrze jest, kiedy koc dostarcza sporo ciepła, ale burzę się, kiedy trzeba wstać i leniwym ruchem regulować chłodny grzejnik. Myślenie o niczym podczas wspomnianych wieczorów wycisza zszargane zakamarki niepokojów, relaksuje. W jednej chwili mogę sunąć w przestrzeń na latającym dywanie. Sam, Droga Aurelio. A świat mój cały, który wymknął się wyobraźni jest pod spodem. Taki szarawy, miejscami wielobarwny, rozbudowany. W niektórych domach palą się światła. Ja znam te pomieszczenia, tapety, kafle, meble, dywany i układ książek na komodzie, sposób rozkładania prania. Dolatując już do innej przestrzeni, bardziej intymnej i nielicznym znanej, sunę mijając pozbawione ciał głowy. W tych licach śmiech lub żale, te twarze mówią coś krótko, bym przypomniał sobie ton głosu (mogłem przecież niektórych zapomnieć, toć ostatnie słowa padły dawno). To raczej okrzyki, niewiele znaczące. Pomagają jednak utwierdzić mnie że i owszem-pamięć mam nie byle jaką.
Kochana, a potem upadam ponownie na moje łóżko, kiedy podmuch z ust nieznajomych słabnie i dywan siłą rzeczy ciągnie w dół. I jestem tu, gdzie moje wieczory biorą swój początek. Gdzieś, gdzie tęsknię i jednocześnie czekam odliczając dni do ponownego z kimś spotkania. A dziś, Najdroższa, upadając zrozumiałem istotę rzeczy. O tym, że mi zależy pisałem już dawno. Poradziłaś mi, abym o tym powiedział. Skorzystałem z Twojej rady. Dziękuję. Ale dziś... dziś zrozumiałem, że nie zależy mi na szczerym "przepraszam", choć przepraszam, to owoc rozmyślań, szczerości, chęć zdobywania nowych podiów, skrucha. (notabene przypomina mi się tu historia, kiedy siedzieliśmy w lipcu, przeszło trzy lata temu na Twoim balkonie, zaraz po tym, jak zwiedziliśmy Wrocław i marząc wymyśliliśmy sobie, że nasze miłości przetestujemy pytając najpierw o znajomość magicznej trójki słów: proszę, przepraszam, dziękuję. Ach, co to było za lato!). Wracając, uświadomiłem sobie dzisiejszego wieczora, że mnie chodzi o postanowienie poprawy. Mocne "przepraszam" nie musi być powiedziane głośno, ale głośno i widocznie ukazana powinna być poprawa. Doradź mi, bo nie wiem, czy dobrze robię i myślę: czy słusznym jest przeprosić i starać się ponownie nie popełniać tych samych błędów, nie zapętlać się. A może uczyć się trzeba dużo dłużej, powielać je? Może uświadomienie o tkwiącym w tym źle ma swoje granice dużo dalej niż ja jestem w stanie wytrzymać? W pionie trzyma mnie pewność, że potrafię wybaczyć, porozumieć się, że zależy mi by pomóc i wspólnie nieścisłości naprawić. Wierzę też, że potrafimy jeszcze bez trudu się dogadać. Bez złośliwiści, słowami z serca...
Kochana, mój wieczór dobiega końca. W tym tygodniu coś wyszeptało mi, że na spotkanie ze szkolną przyjaciółką nie nadszedł jeszcze czas. Ksiądz w kościele przestrzegał przed magią, której Nowy Testament kategorycznie się przeciwstawia. W tym tygodniu też zgłodniało moje sumienie. Wiedz, że od kilku dni zerkam też na kalendarz, odliczając dni, po upływie których przytulę i spojrzę w parę oczu, która śni mi się i która widziała jak płaczę, dotknę sprytnej ręki, która znienacka burzy mi starannie ułożoną fryzurę mówiąc, że "tak lepiej".
Póki pamiętam-pozdrów Mateusza. Trochę zmienił się, odkąd widziałem Was ostatnio. Tobie nadal pięknie jest z prostą grzywką! Ściskam Cię, Najdroższa. Tęsknię i odkładam już długopis.
Dawid.