Wślizguję się do pokoju w środku nocy, gdy moja siostra już śpi. Bezszelestnie, pozwalając ciężarowi ciała rozpłynąć się między dłonie i stopy, wchodzę do łóżka, pełnego jej ciepłego rozespania. Kładąc głowę niedaleko uśpionego ciałka, gdzieś ze środka, nieproszone, nie-na-miejscu, wyrywa mi się kichnięcie.
Budzi się na moment, brutalnie oderwana od powłoki snu, niby zagrożona.
- Przepraszam, kichnęłam.
Leniwie i sennie wtula swoją ciepłą buzię w moje ramię i mruczy:
- Na zdrowie.
Znów zapada się, nosek i maleńskie usta, przepuszczajace spokojny oddech nieznacznie majaczą w ciemności.
Czuję, że jest pięknie.