No i nareszcie nadeszła chwila oderwania się od rzeczywistości- Silesia IV. Zlot był jednym z lepszych (o ile nie najlepszy) na jakich byłem. Organizacja była na naprawde wysokim poziomie. Przyjechaliśmy z chłopakami o 12 w sobotę (można było przyjeżdżać już w piątek). Powitała nas strażnica oraz żandarmeria zlotowa w błękitnych hełmach ONZ. Po miłej konwersacji z jej przedstawicielem mogliśmy wreszcie wjechać na teren zlotu. Rozbiliśmy namioty ogarneliśmy sprzęt i rozpoczęliśmy zwiedzanie. Natknęlismy się na instytucje takie jak wcześniej wymieniona już strażnica, Bar, Warsztat, Sztab, Zbrojownię, Centrum łączności no i oczywiście WC. Można było podziwiać wiele pojazdów wojskowych Od motocykli Ural i BMW przez samochody terenowe takie jak GAZ, UAZ aż do BRDM-2 widocznego na zdjęciu. Kierowca BRDM był bardzo miły i zaoferował nam przejazd tym cudeńkiem przez okoliczne tereny. Cieszylismy się na to jak dzieci czemu z resztą nie można się dziwić skoro nawet na combat alert nie można było zwiedzać go od środka. Było także wiele konkurencji sprawnościowych takich jak np. Strzelanie z wiatrówki lub przeciąganie liny. Nawiązaliśmy wiele nowych znajomości i utrwaliliśmy stare. Dobrze się bawiliśmy aż nadszedł czas na odprawę dowódców. Podczas jej trwania koncert dawał zespół którego nazwy niestety nie znam. Po odprawie zaczęły się konkrety. Mani przekazał nam, że kryptonim naszej grupy to charlie a naszymi zadaniami jest przemarsz do budynku zajetego przez Rebeliantów i zdobycia od nich pewnych informacji. Po uzgodnieniu jaka drużyna oczyszcza jakie piętro (nam przypadła piwnica) i przygotowaniu sprzętu oraz własnej psychiki ruszyliśmy na odprawę. Klimat był niesamowity: dowódcy wygłaszali swoje przemowy, sprawdzali sprzęt a w tle zespół grał "enter sandman". Padło polecenie "Do wozów!". Jako pierwsze jechały charlie (my) i bodajże bravo. Podczas naszego wyjazdu zaczęła wyć syrena alarmowa. Żandarmi życzyli nam powodzenia i podnieśli szlaban. Jazda "Czapajewem" była niesmaowita. Desant miał miejsce 5km od celu. Widoczność była marna (max 3 metry -wszystko przez te chmury) Podczas marszu napotkaliśmy kilka zasadzek zorganizowanych przez resztę rebeliantów. Koniec końców dotarliśmy do budynku. Był to wielki pałac posiadający 3 kondygnacje.po założeniu światła chemicznego na hełmy ruszyliśmy na pozycje. po potwierdzeniu gotowości ruszyliśmy. w samej piwnicy było cholernie ciemno (godzina 3 nad ranem) a i teren był niebezpieczny- pełno dziur w ziemi wystających prętów i rur. Widzieliśmy tylko światło latarek. Po oczyszczeniu piwnicy dowódca zaczął przesłuchiwać jeńców. W końcu wyciągnął z nich informacje (dosłownie!) wróciliśmy do bazy i mieliśmy ruszać dalej. Po krótkim odpoczynku zaczęło niestety padać. Tak skończyła się dla nas Silesia. Wracaliśmy do domu o godzinie 7 w niedziele.