Chyba zaczęłam wierzyć w dobrą aurę, która gdzieś tam mi dotrzymuje towarzystwa. Wszystko stało się nagle łatwe, zbyt łatwe i cholernie poukładane. Mętalność nie daje mi spokoju więc dalej narzekam, chociażby na brak zmartwień. Poznaję się na ludziach i chodź mam wrażenie, że przejrzałam ich i wiem czego mogę się spodziewać oni dalej wiedzą jak mnie podejść żeby zaskoczyć. Zaskoczenia są okropne. Zanim oswoję się z jednym, drugie muszę przyjąć na klatę. Ostatnio ktoś przylepił mi łatkę "zołzy" i bardzo się z tym polubiłam. Samochwała i to okropna. Nawet z tym nie walczę, bo taka moja natura. Chcę być już pewna każdej podjętej decyzji, każdego słowa, ale napływ wątpliwości jakie posyłam w każdym spojrzeniu mnie za bardzo zdradza. Wszystko co najlepsze przede mna, nie pozwolę, żeby coś przeszło obok mnie bokiem. Lubię mieć wszystko co chce, po prostu i w prost o tym mowię. Nie ograniczam się już, otwarty umysł, uczę się i człowieczeństwo ogarniam. A co jeśli wyjdzie po mojej myśli? Będzie pięknie. Możesz iść ze mną, a pokażę Ci to co dobre, albo stać z boku i tylko się przyglądać. Nigdy dwa razy się nie powtarzam. Głowa do góry, wszystko się uda.