'Uzależniłem się - mruknął. Dziewczyna uniosła brwi, ale nie spojrzała na niego. Sam nie wiedział dokładnie co się z nim dzieje. Był z nią bezgranicznie szczery. Momentami go to przerażało. - Uzależniłem się od Twoich słów. Od Twojego ciepła, które jest dla mnie jak błogosławieństwo. Od Twoich oczu, w których ciągle widzę cień uśmiechu. Od Twoich warg, których słodki posmak ciągle czuję gdzieś w zakamarkach mojego umysłu. Od myśli, które ciągle krążą wokół Ciebie.
Patrzyła przed siebie, na jakiś punkt, który dla niego był niewidoczny. Nocne powietrze zmieszane z jej perfumami uderzało do głowy. Księżyc oświetlał im drogę.
- I wiesz... Boję się tego. Boję się, że znikniesz. Że będę musiał jakoś bez Ciebie wytrzymać. Że będę musiał wrócić do tego, co było wcześniej. Do mroku myśli i cienia wspomnień. Do monotonnych dni i nieprzespanych nocy, spędzonych na myśleniu "co by było gdyby". Do melancholii. Do istnienia i nieżycia. Do tylko funkcjonowania.
Dziewczyna przystanęła. On również. Cholera. Poezji mu się za chciało. Pieprzony idiota. Spojrzała na niego, a w jej wzroku widział pytanie. Nie odpowiedział. Po prostu podszedł i ją pocałował. A potem wszystko prócz niej zniknęło, jak przebita bańka mydlana. Jak sen. A on utonął w jej brązowych oczach. I w uczuciach, którymi ją darzył.
Nie było już strachu.
Dobrze, ze to się już nigdy nie zmieni