Pamiętam ten wspaniały dzień we Frankfurcie, piękne Sachsenhausen, gorący wieczór i noc, Sangria, murzyn z Oberhausen, nasze vlogi, jak wróciłyśmy do domu? Do tej pory nie rozumiem, jak to się stało. Pamiętam te schody do łazienki, wlepki w toalecie, kelnerkę Greczynkę, Polaka w kebabie, ahhh jak tęsknię za tym teraz :(
Chciałam bardzo napisać tą notkę i wrzucić któreś z tych właśnie zdjęć, bo nie widziały jeszcze światła dziennego... chciałam to zrobić 4 godziny temu, ale komputer przestał czytać mi dysk zewnętrzny, na którym były zdjęcia z Niemiec (i nasze vlogi!). Przestraszyłam się, że uszkodziłam dysk, co nie byłoby bardzo dziwne, i tyle wspaniałych wspomnień zniknęłoby w czeluściach czarnej skrzynki na kablu :( ale na szczęście ja informatyk wszystko naprawiłam, choć jak już zaczęło działać, to zaczęłam tworzyć backupa z fotami na tym właśnie dysku i ze spontanicznej myśli o napisaniu paru słów i wstawieniu zdjęcia z wakacji, zrobił się cały wieczór walki z komputerem. Zamiast nauki, jak zawsze.
Co tam, moi znajomi słoicy wyjeżdżają na długi weekend to wtedy się pouczę.
*
Od 5 dni czekam, by móc napisać kolejną notkę (niesamowite, naprawdę wrócę do tego bloga?!) i podzielić się z dziesiątkami anonimowych ludzi, którzy tu wchodzą codziennie (czemu i kto to taki? ;o) moją anegdotą dotyczącą ulubionego przedmiotu na polonistyce, jakim jest POETYKA.
Ale najpierw - przyznać się, kto tak namiętnie nabija mi staty na tym blogu?!
Ok, wiem, że nikt się nie przyzna, więc czas na anegdotę.
Czuję silną potrzebę wytłumaczenia Wam (zachowam się niczym Biernat z Lublina w morale bajki o spersonifikowanym psie i zwrócę się do niewiadomego odbiorcy, żeby było mi wygodniej), na czym polega znamienity przedmiot o dumnej nazwie POETYKA.
Otóż: każdy z nas zapewne lubi kanapki z serem. Jednak zależnie od stanu portfela, a także gustu każdy robi takie kanapki w inny sposób. Ja np. nienawidzę biednych kanapek, więc jak już robię, to porządne, z masłem, pomidorem, bazylią, ser może być krojony, ale bułkę już przekroję sobie sama. Biedni studenci, wiecznie zabiegani i głodni, kupią krojony chleb, krojony ser, rzucą jedno na drugie i szybko zjedzą, ewentualnie poleją keczupem. Jagienka nie je masła, więc zrobi bez masła, warzyw też nie je, więc pomidor odpada, najlepiej na zdrowym pieczywku. W zasadzie to Jagienka chyba nie lubi jakoś specjalnie żółtego sera, ale mniejsza o to.
Gdyby kiedyś ktoś postanowił usiąść i zastanowić się, na ile sposóbów ludzie robią kanapki z serem (biorąc pod uwagę pieczywo, masło, keczup, warzywka, przyprawy i inne rzeczy, które w tym momencie nie przychodzą mi do głowy) to na pewno wyszłoby z tego dość sporo kombinacji. Jest to jednak bez wątpienia zbiór zamknięty. Każdy element tego zbioru (sposób robienia kanapki i jego części składowe) można nazwać jakimś umownym pojęciem. Dzięki temu każda kolejna osoba, robiąc kanapkę, będzie ją robiła w jakiś konkretny, nazwany już sposób - zapewne o tym nie wiedząc, po prostu rzucając na chleb/bułkę wszystko to, co jej smakuje.
Analogicznie jest z poetyką. Ludzie pisali miliony wierszy na różne sposoby, jak im przyszło do głowy. Jednakże na początku XX wieku pojawiła się Maria Dłuska, która zebrała to do kupy i nazwała trudnymi wyrazami rzeczy z pozoru proste i niewymagające zupełnie tego nazewnictwa - nie mogę ich nawet powtórzyć, a co dopiero zrozumieć, rozróżnić i zauważyć w tekście. Dzięki temu ktokolwiek napisze teraz jakikolwiek wiersz o czymkolwiek - wpasuje się w ramy teorii poetyki, nie dlatego, że zdaje sobie z nich sprawę, ale dlatego, że wszystko to zostało już (zupełnie bez sensu) opisane na milion sposobów.
A ja to muszę czytać i rozumieć.
Nienawidzę Marii Dłuskiej.
*
Ostatnio poczytałam sobie moje stare notki z 2008, 2009, 2010 roku i to było takie fantastyczne przeżycie! Uznałam, że naprawdę muszę dalej prowadzić tego bloga, utrzymać tradycję, niech on tu zostanie, dla pokoleń, dla moich dzieci, wnuków i prawnuków. Chciałabym odzyskać umiejętność tak spontanicznego pisania o każdym podtarciu sobie dupy papierem velvet 3-warstwowym, każdej miłości w gimnazjum, kazdym nowym internetowym znajomym... jednakże boję się, że tę zdolność utraciłam przez wiek i już raczej do niej nie wrócę, bo byłaby to całkowita degeneracja.
... to może chociaż urządzę konkurs, w którym wygraną będzie pozdrowionko dla blogu, różową czcionką?
O, proszę, ponieważ Mati jest smutny, bo jutro wyjeżdża o 5:40 do Komarowa czy jakoś tam i nie będzie go na NOLu, mogę go pozdrowić. Myślę, że zasłużył sobie na to zajmowaniem mi miejsca na ćwiczeniach i każdym wykładzie!
Pozdrawiam Matiego :*
Jak pozdrowię Justynę, to na pewno skomentuje mi bloga i przywiezie z Suwałk kartacze i sękacza, także pozdrawiam Justysię :*
Ahh, jak cudownie się tu zrobiło, jak za starych, dobrych czasów!
*
Chciałam napisać w tej notce coś smutnego, ale uznałam, że jest taka dosyć pozytywna i nie będę jej psuła smutną wieczorną rozkminą. Jednakże niedługo kolejna część fotobloga, nawet mam już przygotowane zdjęcie (szaleństwo!), także starczy czasu na pieprzenie smutów.
I ponawiam prośbę o ujawnienie się licznych czytelników (a przynajmniej nabijaczy statystyki)!