Piątek: Nieziemski wieczór. Nie do końca pamiętam, co było wcześniej, ale to nieważne.
Sobota: Rocznica z Elizą.
Tyle czekania, i już po wszystkim - można odliczać do następnej. Ale to był prawdopodobnie najlepszy dzień tych wakacji. Ba, najlepszy dzień tego roku. Przegenialny, przecudowny, ciepły, pogodny, barwny, żywy - wątpię, żeby te słowa były wystarczająco dobre. To tylko kilka głupich wyrazów, które są jego wybrakowanym odbiciem, zaledwie szkicem. Cokolwiek bym nie napisał, nie mogę oddać tym całej prawdy. Bo przecież nikt nie jest mną. To takie oczywiste, a jednak teraz wydaje mi się czymś niezwykłym. Mogę na przykład pisać o zapachu, ale nikt go nie poczuje. Mogę pisać o muzyce, ale nikt jej nie usłyszy. Nikt też nie zobaczy tego, co ja widziałem. Jest to tylko i wyłącznie moja cząstka wszechświata, zarezerwowana tylko dla mnie, którą wezmę ze sobą do grobu. Wiem, że ten jedyny i bezcenny dzień będzie już na zawsze bezpieczny w mojej pamięci. A wraz z nim także i Ty.
Kocham. Ł.