Bo na zielonej łące rozścielę koc. Nie ważne czy z Tobą, czy nigdy obok Cię. Zawsze przy Tobie, nawet jeśli za Tobą. Jesteś ważny. A ptaszki tak pięknie śpiwają. Ćwierkają o wiośnie, o tym co było. Wyjawiają sekrety i tajemnice. Wspomnienia wciągam nosem. Ach ten nieznośny ból. Chociaż nie, już się ukoiłam. Twój szczery uśmiech bez wyrzutu zadziałał niczym balsam. Wiesz, że jesteś dobrym człowiekiem? Ach będę Ci to powtarzać do obłędnego znudzenia. Jestem pasażerem na gapę w Twojej obecnej teraźniejszości.
Droga koleżanko, właściwie to cholerna złowieszcza niewiasto, jak hiena, mam Ciebie dość. Tego twojego perfidnego ryku agonii, kiedy coś wepcham do buzi. Twego skrzeku perfidnie szydzącego śmiechu tłamszonego moimi łzami. Już pora Ci się wynieść. Nie chcę Twojej kontroli, chcę się Ciebie pozbyć. POZBYĆ! A ten łańcuch kolczasty, który zakwitł w gardle, ja zwymiotuję go wraz z bólem przeszłości nieporozumień.