photoblog.pl
Załóż konto
Dodane 26 WRZEŚNIA 2019 , exif
1890
Dodano: 26 WRZEŚNIA 2019

Ludzie mają wiele sposób, aby przechowywać pamiątki ze swojego życia. Jedni zapisują wspomnienia w zdjęciach, sądząc, że nie potrzebują zbędnych przedmiotów. Zamykają je później w albumach, nośnikach pamięci, szufladach. Inni tworzą swego rodzaju pudełko wspomnień, gdzie wkładają wszystkie wyjątkowe rzeczy. Jeszcze inni układają je na pólkach, przyczepiają do ścian. Ja jestem każdym z wymienionych po trochu, jednak dziś znaczenie ma trzecia odmiana mojego sentymentalnego Ja. Na tablicy korkowej w moim pokoju wisi mnóstwo rzeczy. Są tutaj pocztówki, zdjęcia, bilety, listy, wycinki z gazet, wianki, a nawet puszki po napojach. Historii niektórych przedmiotów wcale nie pamiętam, inne przywołują różne emocje. Wśród chaosu, który panuje na tym moim kawałku życia jest kilka wyjątkowych rzeczy. To legitymacje z Pieszej Pielgrzymki Tarnowskiej. Jest ich jedenaście. Ponad jedenaście lat temu po raz pierwszy stanęłam na Jasnej Górze przed obliczem mojej Mamy. 

 

Mimo, że to już jedenasty raz to od kilku lat powtarzam, że każda moja pielgrzymka była pierwsza. Dlaczego? Ponieważ żadna nie była taka sama. Na każdej kolejnej pokonywałam nowe bariery i zmierzałam się z naprawdę różnymi słabościami mojego organizmu. Będąc już przygotowana na poprzednie sytuacje zaskakiwało mnie coś zupełnie innego - począwszy od odcisków i bąbelków, a zakończywszy na anginie i poparzeniu słonecznym. Ale to nie wszystko Pierwsza, na którą zabrałam Psa Podróżnika - pluszaka, który od 8 lat wszędzie ze mną jeździ. Pierwsza z aparatem fotograficznym. Pierwsza na której zaczęłam śpiewać w zespole mojej grupy. Pierwsza podczas której stałam się oficjalnie fotografem pielgrzymki. Pierwsza na którą nie poszedł ze mną mój kuzyn. Pierwsza na której nie było mojej siostry, ponieważ została mamą dwa miesiące wcześniej. Pierwsza na której nie dawałam rady emocjonalnie. Pierwsza, podczas której diametralnie zmieniłam towarzyszy wędrówki. I wreszcie, to co faktycznie powinnam wymienić jako pierwsze. Pierwsza na której zabrakło mojego brata. I każda kolejna, którą zawsze później traktowałam już jako pierwszą. Jak dar dany od Boga.

 

Wróćmy jednak do początku. Dlaczego poszłam na pielgrzymkę? Wspominałam już, że mam rodzeństwo? WŁAŚNIE DLATEGO! Moja przygoda z pielgrzymką zaczęła się dużo wcześniej niż jedenaście lat temu. Kiedy mój brat poszedł po raz pierwszy, w roku 2004, już zawsze, 17 sierpnia wstawałam wcześnie rano, razem z bratem, a później jeszcze siostrą, po to, aby jechać z nimi na wyjście z Tarnowa. Pielgrzymka była mi bliska. Nie tylko dlatego, że wydawała mi się to fajna alternatywa na spędzenie końcówki wakacji, ale były tam dwie części mojego nastoletniego serduszka. Żle w domu było bez nich. Chciałam iść z nimi. Chciałam iść na pielgrzymkę. W momencie gdy moja siostra poszła po raz pierwszy, a później po raz kolejny to była jedyna myśl, która mi towarzyszyła. Zadręczałam moich rodziców. Jestem najmłodsza, ale nie rozpieszczona - nie było łatwo! Szczególnie z mamą, która bardzo się bała, że nie dam sobie rady. Pamiętam co powiedział wtedy mój tata. "Niech idzie, jeśli będzie trzeba przyjedziemy po nią, ale wiem, że nie będzie trzeba." Nie było trzeba. Dało mi to wtedy takiego kopa, że jakbym chciałam to doszłabym i do Santiago!

 

Gdy moja grupa wchodzi na aleje i widzę wieżę Sanktuarium mam łzy w oczach. Zawsze dokładnie w tym samym miejscu co jedenaście lat temu. Stoję wtedy na wprost i wiem, że dotarłam, wiem, że zaraz Ją zobaczę. Wtedy nic już nie jest ważne - żaden odcisk, ból, skwar. Nic. Dotarłam. Myślę wtedy - może to ostatni raz? Obiecałam sobie kiedyś, że dopóki mogę i nic nie zatrzymuje mnie w mojej codzienności (praca, rodzina, choroba) będę chodzić. Bo nie ma nic lepszego od tych 9 dni.

 

XXVII Piesza Pielgrzymka Tarnowska. To właśnie wtedy po raz pierwszy poczułam ograniczenia mojego organizmu. Dwunastolatka z ciężkim plecakiem, maszerująca po 30, albo więcej kilometrów dziennie. Nie powiem, że było lekko. Nie było. Ale pomagali mi wszyscy. Duchowo tata, który we mnie wierzył i mama powtarzająca, że jestem dzielna. Fizycznie siostra, brat, kuzyn, znajomi. Ale i obcy ludzie, których spotykałam na swojej drodze. Z tej pielgrzymki pamiętam bardzo dobrze pewną sytuację. Męczyły mnie wtedy krwotoki z nosa. Jeden taki atak, miałam tuż przed snem. O zgrozo. Nie dość, że wybrudziłam wszystko wokół, samą siebie to jeszcze ubranie na następny dzień. Mogłam wziąć inny zestaw ubrań z plecaka, ale wiedziałam, że wszystko mam dokładnie wliczone. Ten kto był na pielgrzymce zrozumie - im mniej tym lepiej dla Twojego kręgosłupa! Jedno było pewne, musiałam te spodnie mieć czyste. Obok miejsca noclegu, stał malutki drewniany domek. Mieszkało w nim starsze małżeństwo z córką. Poszłam spytać, czy mogliby mi dać trochę gorącej wody, żeby przeprać spodnie.. Wspomniana córka (myślę, że była w wieku moich rodziców) nie dała mi wody. Wzięła spodnie i powiedziała żebym o nic się nie martwiła, a rano przyszła z kim chce na kanapki i herbatę. Było mi strasznie głupio, ale była bardziej uparta ode mnie więc odpuściłam. Korzystając z zaproszenia, przyszliśmy rano do tej maleńkiej chatki. Nie wyobrażacie sobie jaka byłam wzruszona gdy Pani stała z suszarką nad moimi spodniami, mówiąc, że całą noc wisiały nad piecem, ale nie zdążyły wyschnąć. Ludzie są dobrzy. Pan Bóg stawia na naszej drodze wspaniałe osoby. Nie tylko na pielgrzymce, ale szczególnie wtedy to się widzi i docenia. Było wiele takich sytuacji, gdy ktoś zupełnie obcy, pomagał mi całkowicie bezinteresownie. Wiele ludzi daje nam pielgrzymom wszystko co ma. Często w naszej codzienności mamy więcej niż oni, jesteśmy bogatsi w sensie materialnym, ale oni mają COŚ więcej niż to nasze bogactwo. Nieskończoną dobroć. Zwyczajną, ludzką życzliwość. Nam jej czasami na co dzień brakuje, a im przychodzi ona z łatwością. Myślę, że obraz tych osób, który wyrył się w mojej pamięci jedenaście lat temu, który mogę obserwować każdego roku, sprawił, że potrafię nie być obojętna na drugiego człowieka. 

 

Pielgrzymka uczy wytrwałości. Tego by nigdy się nie poddawać. I nie, nie chodzi o to, żebyś robił wszystko by przejść ją w całości nawet wtedy gdy Twój organizm odmawia posłuszeństwa. Powinieneś walczyć ze swoimi słabościami, ale jeśli Ci się nie uda, napłyną łzy do oczu i masz świadomość, że nie pójdziesz dalej, chodzi o to, żebyś wstał poprosił o pomoc i powiedział sobie, że jutro spróbujesz od nowa. Wiecie ile razy ja chciałam wrócić do domu? Nawet nie zliczę. Ale powiedziałam sobie i przede wszystkim Jemu - dasz rade Magda, tylko proszę pomóż mi wstać, pozwól mi jeszcze raz tam dotrzeć. To Jego zasługa. Bez Niego nie byłoby mnie u Mamy nawet jeden raz. Pielgrzymka nauczyła mnie miłości. Otworzyła oczy na ludzi i różne wydarzenia. Pomogła mi w najtrudniejszym okresie mojego życia. Dała otuchę i niezłomną wiarę. Wiem, że już nigdy nie stanę na Wałach Jasnogórskich wspólnie z siostrą i bratem. Nigdy już nie dotrzemy tam razem. Jednak mocno wierzę w to, od wielu lat, że on zawsze tam z nami jest. Gdzieś pomiędzy moją dłonią, a jej są jego ciepłe dłonie, które trzymają nas razem w czułym uścisku. Właśnie ta wiara trzyma mnie przy życiu, sprawia, że chce dalej iść. Nie tylko do Częstochowy. Wszędzie, gdziekolwiek On mnie pośle. 

Informacje o jacksson


Inni użytkownicy: tojaola93gorolblondynka30wsabielskowtf321agrolift2020annagalmamlizakjajamikicris012


Inni zdjęcia: ;) pati991*RUSAŁKA PAWIK* mi tak modeluje xavekittyx... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24Mix pati991