Moja paranoja sięga naprawdę głęboko. W snach są zdechłe, rozprute zwierzęta, ze zgniłymi wnętrznościami na wierzchu. Stada szczurów osaczających mnie i powoli podskubujących moje ciało. Martwe ryby spokojnie pływające na powierzchni akwarium. Małe niewinne stworki umierające z bólu i głodu. Niemal czuję ten swąd, wydobywający się z ich wątłych ciałek.
Ale to tylko sny...
Pragnę ciepłego wiosennego powiewu. Bezchmurnego, alabastrowego nieba, na ogromie którego widnieje niespodziewanie jasne słońce. Zapachu soczystej zielonej trawy, nieodgadnionej krawędzi horyzontu i ludzkich uśmiechów... a to wszystko po to, by sprawdzić czy nadal potrafię się tym cieszyć. Boję się...
Bo co jeśli nie potrafię?