Część I
-Mike! Szybko! Musimy już wychodzić! Mamy mało czasu, a sporo spraw do załatwienia. Nie będę wiecznie czekać. No.. W końcu przyszedłeś. Chodź do cioci - powiedziałam cicho, kucając i wyciągając ręce przed 4-letnim chłopczykiem. Był on jednym z wychowanków domu dziecka, w którym dyrektorką była moja ciocia, a nawet prawna opiekunka. Miałam ojca, ale on wyjechał za granicę. W koło wysyłał mi pieniądze, nie rozumiejąc, że ja potrzebuję miłości, a nie kasy.
Mike trafił tutaj dwa lata temu, a wcześniej niż on była tu jego siostra. Znałam go od urodzenia i mało tego - byłam nawet świadkiem śmierci jego rodziców. Tego wydarzenia nie zapomnę nigdy. Wciąż śniło mi się po nocach. Mały był dla mnie jak brat, a może i więcej. Poważnie zastanawiałam się nad zaadoptowaniem go, ale wiedziałam, że będzie to trudne, ponieważ miałam dopiero dziewiętnaście lat. Ponadto sama nie miałam przy sobie żadnego rodzica. Nie wspomnę o pracy, chociaż nie miałabym z tym żadnego problemu. Dodatkowo byłam sama, a małżeństwa zawsze miały większe możliwości.
Wzięłam chłopca na ręce i przytuliłam do siebie. Mały zacisnął swoje ręce na mojej szyi i uśmiechnął się szeroko. Dobrze wiedział, gdzie idziemy. Malec miał dziś urodziny, a ja obiecałam mu zabrać go do sklepu po prezent, potem do kina i na lody. Mieliśmy spędzić kolejny dzień razem i oboje bardzo się na to cieszyliśmy.
Przy wyjściu zaczepiła nas ciocia, pytając:
- Mary, jesteś pewna, że starczy Ci pieniędzy? Jeśli chcesz mogę Ci dołożyć. I proszę, uważaj na niego. To małe dziecko.
- Starczy. Mam przy sobie całkiem sporo pieniędzy. I nie martw się. Obiecuję, że odstawię go przed 20. Jesteś pewna, że sobie poradzisz? Ktoś ma przyjść Ci pomóc?
- Skarbie.. Poza Tobą jest tu jeszcze kilku wolontariuszy. Ma przyjechać Kevin. A Ciebie znów nie będzie. Musisz go poznać. Jest naprawdę wspaniałym chłopakiem, pasowalibyście do siebie.
- Ciociu, proszę Cię.. Pozwól mi samej decydować o tym kogo chcę poznać, a kogo nie.
- Dobrze, dobrze. Już idźcie. Spóźnicie się do kina.
- Do zobaczenia. Pa.
Odeszłam. Nie miałam najmniejszej ochoty poznać tego chłopaka. Byłam wręcz pewna, że myśląc o tym przyspieszyłam tępo, aby go nie spotkać. Ciocia wiele mi o nim opowiadała. Podobno był obrzydliwie bogaty i przystojny. Posiadał nawet swoją firmę, ale co mnie to interesowało? Tacy jak on, zawsze byli egoistyczni. Mimo tego, że pomagał tutaj, nie wierzyłam w to, że jest w nim coś wartego uwagi. Byłam przekonana, że przychodzi tutaj, aby udowodnić wszystkim jaki to jest bogaty i wspaniały i ile ma pieniędzy. Często przynosił dzieciom ubrania i zabawki. Irytowało mnie to.
Skupiłam się jednak na dzisiejszym dniu i spojrzałam na Mike'go. Zaczęliśmy rozmawiać i śmiać się. Sklep był niedaleko, więc już po kilku minutach do niego weszliśmy. Chłopczyk od razu pobiegł w kierunku regału z zabawkami, a ja skierowałam się w stronę stojącego obok sprzętu elektronicznego. Musiałam kupić sobie nowy aparat. Po kilku minutach usłyszałam głos mojego podopiecznego.
- Wujek Kevin..! - krzyknął entuzjastycznie mały i podbiegł w stronę młodego mężczyzny, stojącego kilka metrów ode mnie. Słysząc jego imię, jęknęłam cicho. Nie, nie, nie! To nie mógł być on..
Widząc, jak chłopak podnosi małego, podeszłam niechętnie bliżej. Mike był pod moją opieką i musiałam go pilnować. Spojrzałam na młodzieńca i niechętnie przyznałam przed samą sobą, że rzeczywiście jest przystojny. Nie wiem czemu, ale zabolał mnie fakt, że chłopczyk zwrócił się do niego słowem 'wujek'. Uważałam, że tylko do mnie dzieci się tak zwracały. Teraz już tym bardziej nie chciałam go poznać, ale czy miałam jakieś wyjście? Z rozmyśleń wyrwał mnie głos chłopczyka.
- Ciociu! Pytałem, czy wujek może iść z nami do kina.
Zadrżałam słysząc te słowa. Cóż. I cudowny dzień się skończył. Teraz cały dzień miałam męczyć się z chłopakiem. Skarciłam się. Musiałam dać mu szansę. Przecież nawet go nie znałam. Musiałam jakoś z tego wybrnąć.
- Kochanie. Pan Kevin z pewnością ma jakieś plany i nie może ot tak wszystkiego porzucić bo chcesz, aby poszedł z nami do kina. Teraz pójdziemy sami, a z nim się umówisz kiedy indziej, dobrze?
Spojrzałam na chłopczyka, który smutno westchnął i pokiwał głową. Chwilę później ją obrócił i powiedział coś do ucha chłopaka. Westchnęłam.
- Właściwie to nie mam żadnych planów. Więc jeśli wam nie przeszkadza, to mogę się z wami wybrać - usłyszałam dźwięczny głos chłopaka. Jęknęłam w duchu. A już miałam nadzieję..
- Nie. Oczywiście, że nam to nie przeszkadza. Przecież Mike tak chce, a to jest najważniejsze.
- Cóż.. Nie wyczuwam w Tobie optymizmu. I.. Mam wrażenie, że mnie unikasz. Nie wiem tylko czemu. Za każdym razem kiedy przyjeżdżam, Ciebie nie ma. Ciocia mówiła, że nie raz obiecywałaś, że będziesz, a kiedy dowiedziałaś się, że ja mam być, zmieniałaś plany. To nie ma sensu. Przecież nic Ci nie zrobiłem. Nie miałem nawet kiedy.
Słowa chłopaka mnie zamurowały. Właściwie to rzeczywiście tak było. Zamyśliłam się chwilę i już chciałam coś powiedzieć, kiedy poczułam, że Mike ciągnie mnie za rękę. Przytulał do siebie, wielki karton z ogromnym zdalnie sterowanym samochodem.
- Kochanie.. Owszem, mówiłam, że kupię Ci, co tylko chcesz, ale nie przesadzaj. Nie mam na to pieniędzy. Odłóż zabawkę i znajdź coś mniejszego. Dobrze?
- Nie.. Nie. Daj to Skarbie - Kevin kucnął obok chłopca i zabrał mu zabawkę. - wujek Ci kupi. Na urodziny.
Westchnęłam obserwując tą scenę. Widać nie myliłam się. Chłopak uwielbiał pokazywać jaki jest bogaty. Teraz już nie miałam żadnych szans, aby kupić małemu prezent, z którego będzie zadowolony. Postanowiłam odłożyć to na później i załatwić to nawet jutro.
Czterdzieści minut później siedziałam już w kinie. Po jednej stronie siedział Mike, a po drugiej obcy mężczyzna. Całą drogę rozmawiałam z Kevinem. Okazał się nie być taki powierzchowny jak mi się wydawało. Postanowiłam dać mu szansę.