Dobry wieczór! ;)
Znacie to uczucie, gdy jesteście tak przytłoczeni życiem, że nie macie na nic ochoty?
Zapewne tak. Powiem Wam szczerze, że od prawie tygodnia,chodziłam niezadowolona, a bo to pracy dużo, a bo egzaminy.Byłam tak bardzo zajęta użalaniem się nad sobą, że zapomniałam, iż cała ta praca, to wymęczanie się jest po coś.Jeśli chcę do czegoś dojść w życiu, nie ma zmiłuj. Chcę mieć coś na koncie (no dobra, w moim przypadku to głupi przykład, bo nie umiem oszczędzać ;< ) - muszę zapierdzielać te 8h dziennie. Chcę skończyć studia- muszę sie uczyć, a raczej kuć po nocach w panice, że się nie wyrobię. Chcę schudnąć- muszę zacząć coś robić, poruszać się.
W życiu nie ma lekko i nie będzie. Jeśli chcesz coś osiągnąć, to siedzenie i marudzenie nic nie da.
Zauważyłam,że spora część z nas tak ma, że gdy coś nie idzie po myśli, stosujemy dwa wyjścia:
-załamujemy się i rozpaczamy,
-denerwujemy się i okazujemy nasze niezadowolenie każdemu kto się napatoczy.
Ja zazwyczaj stosowałam oba na raz.
Dziś coś we mnie pękło i stwierdziałam, że małymi krokami połączonymi z ciężką pracą, można odnieść sukces. Bez pośpiechu. Jednak czasami trzeba zrobić dwa kroki w tył, żeby ruszyć potem "z kopyta" do przodu.
Chcę się trzymać tej zasady. Po co? Żeby oszczędzić sobie i osobom w moim otoczeniu zbędnego stresu.
Podsumowanie? Nie przejmuj się, że coś idzie źle bądź czegoś jest za dużo. Tylko praca i wsparcie osób z Twojego otoczenia przyniesą sukces.
"Moje ramię będzie zawsze przy tobie,
jeśli kiedykolwiek zechcesz płakać,
wszystko będzie dobrze,
bo zawsze będę cię kochać,
aż do dnia w którym umrę."
Danielle Steel "Światło moich oczu"