Zadbałem jak mogłem, ale teraz jest więcej problemów i łez niż uśmiechu...
To nie tak, że nic nie odczuwam, bo odczuwam więcej bólu i żalu, ale żal jest gorszy od bólu.
Żal spowodowany tym, że uwierzyłem w coś, co nie jest wieczne.
Przekonałem się do wielu rzeczy i sporo nauczyłem - tak wiele bym nie zyskał, gdyby nie to, że spróbowałem.
Początek nie był zbyt fajny, później było zajebiście, ale wszystko ma swój koniec kiedyś, przynajmniej dla dobra innych. Nie mam na myśli, że już się skończyło coś, ale nie widzę szansy, czuję się jak ślepiec, no i jak głuchoniemy, dlatego że już słowa przestają mieć jakiekolwiek znaczenie, to co piękne w pozorze, choć przekonuje do wielu. Utwierdzam się w przekonaniu, choć jeszcze nie bardzo chce przyznawać innym rację, co do relacji międzyludzkich.
Dalej... nie jestem już w stanie mydlić sobie oczu, przestaje wierzyć w to, co miało być na zawsze.
Chyba tego chcę.