Jestem w związku z chłopakiem. Dawno tak się nie starałem o kogoś. Najśmieszniejsze, że jest to kumpel mojego brata, a on nie zdaję sobie sprawy, że jesteśmy razem. Po co o tym komukolwiek mówić? niech wiedzą najbliźsi, zaledwie 2 osoby, nie więcej. Przecież związki nie powinny być na pokaz, nie powinniśmy upubliczniać ludziom tyle by mogli to wykorzystać przeciwko nam, by wiedzieli co mogą zniszczyć. Dlatego te słowa: "im więcej upublicznisz, tym więcej będą mogli wykorzystać przeciwko Tobie", są bardzo trafne do tej sytuacji.
Nie mogę nazwać tego miłością, nie kocham go jeszcze, a co jak pokocham wtedy gdy będzie za późno? Kolejna miłość, która pójdzie na marne, w sensie powtórka? Nikt tego nie chce, a tym bardziej nie ja.
Układa nam się, jest zajebiście, ale odpycha mnie jego brak dojrzałości wobec pewnych spraw. Wszedłem kolejny raz w związek, nie znając dobrze kogoś. To mój kolejny, życiowy błąd, a tak nie powinno być. A może powinno? Uczymy się na błędach przecież. Wejdę tu kiedyś przeczytam to i będę się śmiał, albo przypomnę sobie, że taka sytuacja już miała miejsce.
Jestem nim zauroczony, ale to nie będzie nic poważnego, przynajmniej nie z mojej strony, bo jesteśmy jeszcze młodzi i nie gotowi. Teraz poleciałoby pytanie, więc dlaczego robię komuś nadzieję? Powiem tak, a raczej napiszę, że związki w tak młodym wieku są po to by poczuć bliskośc, nauczyć się, wyciągnąć wnioski, by wiedzieć czy przyszły, ostateczny wybór będzie dobrym wyborem. Nie można stracić ostatniej szansy.
Problem tkwi w tym, że do nikogo nie czuję nic więcej. Ani do przyjaciółki, ani do mojego chłopaka. Boję się, że słowa mojej matki sprawdzą się. Mam być kawalerem w przyszłości, taki sam a u boku lablador, który jako jedyny obdarzy mnie w pewnym sensie miłością opiekuńczą? Tak ma wyglądać moja przyszłość. Może taki mój los, zobaczymy.
Ludzie mówili mi, że ja jestem niestały w uczuciach. To nie prawda, nie jestem niestały, po prostu niektórzy nie widzą pewnych różnic. Nie widzą siebie, nie widzą tego że sami mi mówili "kocham", a skoro tak mówili to mam uznać że też nie są stali w uczuciach? No nie. Ja po prostu nie pokochałem odpowiedniej osoby, a nie można tak sobie "o" pokochać, kogo chcemy. To wymaga czasu i poświęcenia. Dawno już nie byłem zakochany. Ale to chyba dobrze. Lepiej dla mnie i dla innych. Mam trudny charakter, ale piękne wnętrze. Potrafię dbać, potrafię uszczęśliwić, potrafię dać z siebie wszystko. Najgorsze w tym jest jeszcze to, że nie potrafię okazywać głębszych uczuć. Może to ze względu na strach przed bólem. Po prostu już nie potrafię. Trudno mi zaufać, trudno jest mi się zbliżyć tak bardzo by okazać nawet te najgłębsze uczucia, by wypowiedzieć słowo "kocham" z ręką na sercu.
Nie zranię nikogo kolejny raz. Teraz czas na to, by zadbać o własne szczęście. Trzeba wyciągnąć wnioski z tego, co się doświadczyło.
Mógłbym tak pisać i pisać, tyle chciałbym zapisać, ale to wszystko co już jest, jest już cześcią mnie i wspomniania pozostaną. One są niezniszczalne. Dobranoc.