Nie wiem czy tu wrócę, prawdopodobnie nie.
Żyję. Szybko, nieregularnie, na pełnych obrotach ale żyję. Od połowy wrześnie nie ruszam tyłka jeśli chodzi o ćwiczenia, pomijając hula-hop (hahaha), którym kręcę żeby uspokoić swoją świadomość. Staram się jeść regularnie, ale jest ciężko... Czasami jem śniadanie o 6:30 a potem czas na następny posiłek mam około 12/13. Nie to nie jest tak, że mogę iść na przerwę o której mam ochotę, to nie ta praca :) Idę jak mi pozwala na to sytuacja... Mam mocne postanowienie, że zacznę znów ćwiczyć, bo jest mi źle w takim bezruchu. Czuję jak moje ciało zmienia się, oczywiście na gorsze.
Nauczyłam się dobrze organizować swoją dobę, tak by wykorzystać czas na maksa. Teraz nie leżę na kanapie i nie oglądam tv, ale włączam serial a w międzyczasie wieszam pranie, wycieram kurze i obieram ziemniaki :P Wszystko da się zorganizować tylko pytanie jak długo wytrzymam na wysokich obrotach?
Na nowym mieszkaniu jest świetnie! Ani przez chwilę nie żałowałam decyzji o przeprowadzeniu się. Dobrze, że już wszystko urządzone, bo z tym było masakrycznie dużo kłopotu.
Praca powoli przestaje wywoływać u mnie mdłości (jak do tej pory). Ze stresu oczywiście... Od zawsze mam w sobie poczucie bycia perfekcyjną i tak też jest w pracy, dlatego każdego dnia stresuję się zwłaszcza jeśli coś mi nie idzie. Ale każdy dzień daje mi mnóstwo doświadczenia i tego Wam kochane życzę!
Możliwe, że odezwę się jak ogarnę najważniejsze sprawy z weselem a potem jak już zacznę ćwiczyć.