photoblog.pl
Załóż konto
Dodane 23 KWIETNIA 2019 , exif
555
Dodano: 23 KWIETNIA 2019

Sidi Bou Said

No dobra, przyznaję się bez bicia, zapomniałam o koncie na tej stronie. Ale w końcu mam już menopauzę, to takie rzeczy mogą się zdarzyć, prawda? (z gorącymi pozdrowieniami dla przemiłej Pani ze sklepu kosmetycznego). Nie zmienia to jednak faktu, że wszystkie głupoty, które tutaj wypisuję napawają mnie takim ciepłem i radością, że warto po 9 miesiącach znowu coś napisać. Ostatnim razem pisałam, że przede mną koncert Eda, Tunezja i Lwów.

Rudy jak zwykle dał radę, Anka na supporcie też, szkoda, że tłum pod sceną zepsuł wszystko. Gdyby nie omdlenie Marci i walka o powrót na Centralny, to byłoby idealnie.

Tunezja, hmmm& same wspaniałości. Co prawda zaczęło się od komunikatu pilota, że nie mamy gdzie wylądować, bo w miejscu lotniska jest czarna dziura, ale zakończyło się cudnie. Pokój z widokiem na wschody słońca nad Morzem Śródziemnym, hotel położony w ogromnym ogrodzie, wyjazd do Tunisu i moja perełka Sidi Bou Said bajka! Wyjazd nas tak pozytywnie zaskoczył, że nawet Marioletta stała się gwiazdą turnusu i królową parkietu w klubie. Było również suszenie parasolek w afrykańskim lobby, zalanie pokoju i rozmowa polsko-angielsko-francusko-arabska, piwo o 3.00 w nocy na dachu hotelu, no i karzeł animator. Cudowne zakończenie wakacji!

Ale to jeszcze nie koniec podróżniczych atrakcji 2018 roku. Minął październik, nastał listopad i wyjazd do Lwowa. Łooo Panie, co tam się działo! Bogole tak na bogato zaczęły wyjazd, że w 7-osobowej taksówce jechało 9 osób. Hajs sypał się z nieba, bo nas było stać na wszystko. Śniadania przy lampce szampana i muzyce na żywo, obiady w żydowskich knajpach, piwie lejącym się z cycków, CZURASKO, które skradło nam serca, czy knajpa z karłami, których akurat nie było. Litry piwa wypite w otoczeniu mnóstwa lamp naftowych, w teatrze piwa, ze słoików, z kufli o pojemności 100 ml, czy w końcu w otoczeniu pani z pejczem. Masoch pozamiatał, dostaliśmy nie lada wpjerdol, Damianek nawet na własne życzenie, a Daro popisywał się swoim bezbłędnym angielskim. Był również ukraiński klub i karaoke w Uberze, Miłosz-tramwaj lwowski, wspaniała wycieczka podziemiami Lwowa oraz na Cmentarz Łyczakowski. Było po prostu wesoło, miło i bardzo smacznie, a lot trwał krócej, niż podróż do Sosnowca.

Po listopadzie nastał grudzień i najpiękniejsze urodziny w stylu Harrego Pottera. Turniej Trójmagiczny, różdżka z choinki, kubek Tiara Przydziału, krawat Gryffindoru, skarpeta z listem zwalniającym mnie z pracy, tort arbuzowy i lot na miotle za złotym zniczem skradł mi serce! Mam najwspanialszych znajomych na świecie. Sylwester natomiast był przeciwieństwem całego roku smutny, cichy, w skromnym gronie i bez większej ilości alkoholu, ale czego się nie robi dla rodziny.

Od początku roku czekało na nas wiele emocji i nerwów: ostatnia sesja zdana celująco, pisanie pracy magisterskiej, no i oczywiście obrona mojej najmądrzejszej na świecie mamy, która od końca lutego jest Panią Doktor. Oblewanie trwało jak u cyganów tygodniami, z punktem kulminacyjnym na Babskim Combrze ze wspaniałym towarzystwem i szaloną zabawą.

Pomiędzy tymi wydarzeniami nie można zapomnieć o uwielbianym (głównie przeze mnie) stand-upie, którego również nie zabrakło. Gala stand-up w Spodku oraz Rafał Pacześ, Michał Leja i Wiola Walaszczyk w Undergroundzie pozamiatała, niszcząc nam żołądki ze śmiechu.

Był również wyjazd zaliczeniowy do Jędrzejowa, Buska-Zdroju i Pacanowa, targi turystyczne w Katowicach oraz fantastyczne urodziny Krisa w Opolu. Tor kartingowy był nieziemski, a spotkanie ze znajomymi po tylu latach przesympatyczne.

Teraz sobie leniuchuję w domu, bo praca już napisana, wysłana i muszę cierpliwie czekać na odpowiedź. W najbliższy piątek weselicho z Krisem, a za 2 tygodnie panieński Soni, więc będziem się wozić limuzyną. W połowie maja długo wyczekiwany koncert One Ok Rock, a następnie objazdówka Francja-Hiszpania. Ekipa jest pierwszorzędna, więc na pewno będzie cudownie. Następnie szalejemy na weselichu Soni i Krzysia, a jak dobrze pójdzie za dwa miesiące obrona i tytuł magazyniera gotowy. Przełom lipca i sierpnia to dla odmiany Marmaris (tak wiem, w poprzednich wpisach mówiłam, że to ostatni raz), a we wrześniu Taba i może Jerozolima z Morzem Martwym. Potem trzeba się zabrać za porządną pracę i prawdziwe życie. Ale póki co, plany na najbliższe pół roku są naprawdę godne, czyż nie?