to trwa już jakiś czas. to trwa odkąd pamiętam. nie lubię tu przyjeżdzać, nie czuję się tutaj chciana, nie mam poczucia jakby ktokolwiek, może poza babcią, cieszył się z tego, że jestem i mam coś do opowiedzenia. czuję się tylko potrzebna, ale w pejoratywnym tego słowa znaczeniu. bardziej: przydatna? rozstrojenie podwaja chyba okres, zaburzenie hormonów. łzy same cisną się do oczu. samotność i obojętność sprawiają, że odbijam się od ścian własnej głowy i myśli. cieszę się, że to ostatnie święta tutaj. Boże, przepraszam za te słowa. tutaj naprawdę niczego mi nie brakowało. może poza uczuciem.