Panie i Panowie.
Jest sobie kościół i na Mszę niedzielną ludzie jak zwykle dotarli. Zasiadłszy w dębowych ławach sporządzonych z pieniędzy parafian, szurałszy wczoraj pastowanymi na błysk bucikami z frędzlami po granitowej płaszczyźnie błysk-posadzki za pieniądze parafian patrzyli. W blasku ostatnio-październikowego słońca błyszczały ich w sobotę wypucowane samochody. Patrzyli jak na ścięcie wdzięcznym uśmiechem księdza prowadzona była dwójka. Czy też bezmyślność ich własno-woli czy też premedytacja księdza doprowadziła ich do feralnej sytuacji. Stanęli na ambonie i wtem, gdy padły pierwsze słowa, krew błysnęła po bladych ścianach, swą barwa upodabniając się do refleksów padającego przez zakupione za pieniądze parafian witraże słońca.
Kobieta przerażająco cienkim delikatnym, a mówiąc konkretnie przerażonym głosikiem swym jestestwem na ambonie raczej oscylowała wokół piszczącej szarej myszy, aniżeli człowieka zadowolonego z sytuacji w jakiej się znalazł. Ironicznym wręcz żartem był cel jej swoistej męki - miała dać świadectwo różnorakich wspaniałości, wodotrysków i całej reszty niematerialnych pojęć nie do pojęcia, jakimi odznaczała się przynależność do Domowego Kościoła. I o ile nie zamierzam tu z miejsca oceniać czym takowy kościół jest, to trzeba zrozumieć jaką reklamą dla niego było owe wystąpienie. Spośród litanii frazesów i głębokiego wyrazu współczucia dla kobiety i jej debiutu, zapłonęła we mnie chęć przerwania tej zbrodni i uwolnienia wykrzyknieniem zatopionych wewnątrz słów "Czy nie widzicie tej rzezi owieczek?". I tak po kolei zacząłem orientować się w sytuacji. Raz, obaj księża siedząc za ołtarzem utkwili wzrok w podłodze, lub też z pasją poddawali analizie wszystkie płatki kwiatów strojących ołtarz. Dwa, mąż nieszczęsnej umył ręce stwierdzeniem "Może żona coś więcej powie" i swoje piłackie działanie sprowadził do spoglądania z biernością wypisaną w rozbieganym spojrzeniu. Trzy, parafianie dzielnie trzymający w napięciu mięśnie twarzy i skupiający wzrok w debiutantce, tnący spojrzeniem jej każde słowo z pasją rzeźnika. Cztery, ja płonący buntem i chęcią złamania sytuacji absurdalnie niedorzecznej.
To i jeszcze jakiś odsetek innych atrakcji za kilka złotych rzuconych na tace. Teatr życia? W tym kontekście niedorzeczność fabuły brazylijskich tasiemców zostaje daleko w tyle, oddzielając się grubą kreską od kunsztu i wyrafinowania, z jakim mamy tu do czynienia. Całej ceremonii oprawą była natomiast stylizacja księdza, który głosząc kazanie z uporem furiata akcentował ostatni wyraz w zdaniu, dając w ten sposób upust nieznośnej melodii, jaką operował i która swym brzmieniem pobudzała we mnie najgorsze instynkty. Z przykrością muszę stwierdzić, że treści jakie w ten sposób przekazywał podczas homilii, nie potrafiły odciągnąć uwagi od tej szatańskiej rytmizacji. Pozostaje podziwiać buciki z frędzlami.
A co do samej obsady, to temat na relacje dnia inszego. Dodam tylko, że przyjechałem brudnym samochodem w równie brudnych butach.
Tyle!
Krzyś: Ignacy! Daj spokój i nie prowokuj!
Inni zdjęcia: ttt bluebird11Bolczów elmarDla mnie już czwartek patusiax395Zapraszam! thevengefuloneKolejna wylinka pamietnikpotworaKaruzela Arka Noego bluebird11Zegar kolejowy ? ezekh114Blu-tu. ezekh114Przygoda na greckiej Evii 4/4 activegamesPrzygoda na greckiej Evii 2/4 activegames