Nie myliłem się, znam go z przeszłości, z dziecięcych lat. Gdy zazdrościłem mu podróży, przygód., miłości.
A teraz siedzi koło mnie, w tym samym co kiedyś stroju, z takim samym uśmiechem.
Wiedziałem o nim wiele, on o mnie nic. Ucieszył się widząc mnie, ale chyba też trochę przestraszył.
Byłem pierwszym odwiedzającym jego planete osobiści, wszyscy inni odważali się tylko na książkowe spotkania...
Musiał być bardzo samotny.
Ledwo usiedliśmy na ziemi i od razu zalał mnie lawiną pytań.
"jak jest na Ziemii?", "Dlaczego dzieci umierają z głodu?", "jak wygląda szkoła?", "Kto wymyślił coś tak strasznego jak wojna?".
Opowiadałem smutny, bo życie na mojej planecie wcale nie było takie różowe, jak myślał na początku Mały Książe.
Wszędzie tylko zło, zło, zło.
Chyba właśnie uciekałem,a może odnalazłem swój cel?
- u mnie nie ma zła- samotność. Ile można rozmawiać z samym sobą? to gorsze niż rutyna... - wyżalał się Książe
Był szczęśliwy, że wkońcu może opowiedzieć cokolwiek komukolwiek.
Nagle mój Urojony Przyjaciel, milczący cały czas pokazał swoją malutką rączką na niebo.
Spadła jedna z gwiazd.
We mnie rozbudziła się ciekawość, chciałem czegoś wiecej.
To chyba zachłanność, albo dalsza ucieczka.
Mały Książe odetchnął głęboko.
- i bardzo tęsknię za podróżami... na Ziemię.
- ale tam naprawdę nie ma już nic ciekawego, nie ma nic.
Zapadła długa cisza, Urojony Przyjaciel trzymał w ręce zielony kamyczek. Nadzieja?